Barbara Brylska znów bardzo cierpi. Ból jest nie do zniesienia!
Barbara Brylska (76 l.) bierze leki, chodzi na rehabilitację i wierzy, że wkrótce powróci do ukochanego domu, w którym czuje się najlepiej. To właśnie tam znajduje się podmurówka, w której ona i córka odcisnęły niegdyś dłonie. Pewnego dnia w tamtym miejscu wydarzyło się coś niespotykanego.
Starała się, ćwiczyła i myślała, że najgorsze ma za sobą. Tymczasem Barbara Brylska znów bardzo cierpi. Rwa kulszowa niestety kolejny raz dała osobie znać, a 76-letnia aktorka kilka godzin dziennie spędza teraz na rehabilitacji.
Silny ból towarzyszy jej cały dzień, ale najbardziej nasila się w nocy. Pani Barbara stosuje leki przeciwbólowe i przeciwzapalne, a także przestrzega wszystkich zaleceń lekarskich. Ma całkowity zakaz schylania się i podnoszenia ciężkich przedmiotów.
Na szczęście, Barbara Brylska jak zawsze może liczyć na pomoc syna, 35-letniego Ludwika, i synowej Aleksandry, którzy robią zakupy i codziennie przez telefon kontaktują się z mamą, ale nie mogą odwiedzać jej każdego dnia, bo sami mają dwoje dzieci i mnóstwo obowiązków.
- Basia doskonale to rozumie i nie widzi w tym żadnego problemu. Nie chce dzieciakom zawracać głowy, dlatego poprosiła o pomoc od lat zaprzyjaźnioną panią, która pomaga jej kilka razy w tygodniu - zdradza "Życiu na gorąco" znajoma aktorki. - Basi jest bardzo ciężko, bo ona zawsze była taka samodzielna i energiczna. Jak co roku, od wczesnej wiosny mieszkała niemal cały czas na działce w okolicach Wyszkowa. Pielęgnowała ogród, doglądała drzew owocowych, pieliła grządki z warzywami i robiła przetwory z własnych zbiorów. Ostatnio planowała jeszcze wykopać wszystkie warzywa i dopiero wrócić do miasta, a tu takie nieszczęście - dodaje.
Dzisiaj Barbara Brylska chciałaby jak najszybciej odzyskać zdrowie i najchętniej jeszcze wrócić na ukochaną działkę.
- Nie potrafię usiedzieć w miejscu. Lubię coś robić, bo wtedy wiem, że żyję - mówi tygodnikowi.
Nie ukrywa, że najlepiej czuje się właśnie na działce, bo to jej oaza spokoju. Dopiero tam wie, że żyje. Żałuje tylko, że tamtejszy dom nie jest całoroczny, ale nie myśli już o przystosowywaniu go do warunków zimowych.
- Zbudowałam ten dom jako prezent na swoje urodziny. Żebym miała gdzie uciec od wszystkich miejskich kłopotów i rodzinnych awantur - opowiada.
Aktorka dwa razy wychodziła za mąż. Pierwszy raz zaraz po maturze za informatyka Jana Borowca, którego poznała w pociągu. Młodzieńcza miłość trwała krótko.
W 1970 roku poślubiła lekarza ginekologa Ludwika Kosmala. Nie jest tajemnicą, że jej małżeństwo było burzliwe. W chwilach kiedy nie było między nią a mężem porozumienia, najchętniej wyjeżdżała na działkę. Uwielbiała tam jeździć z dziećmi, starszą córką Barbarą i synem Ludwikiem.
Wszystko zmieniło się, kiedy w maju 1993 roku, 20-letnia wówczas, Basia, modelka i początkująca aktorka, zginęła tragicznie w wypadku samochodowym w Brzezinach, w drodze z Łodzi do Warszawy.
Do domu pod Wyszkowem pani Barbara wróciła dopiero kilka lat później.
- Nie chciałam tam jeździć. Kiedy żyła Basia, robiliśmy tam jakąś podmurówkę i tam odcisnęłyśmy swoje dłonie. Stanęłam nad tymi rączkami i strasznie płakałam. Codziennie tam szłam, jak do ołtarza. Po kilku dniach między dłońmi Basi zobaczyłam pęknięcie betonu. Zrozumiałam, że Basia jest blisko mnie. Jest to święte miejsce - zdradzała wzruszona.
Dlatego pani Barbara, gdy wyjeżdża na wieś wczesną wiosną, wraca dopiero późną jesienią. Jest tam sama, jedynie w weekendy przyjeżdża syn z żoną i dziećmi, a ona przygotowuje dla nich smakołyki.
Tej jesieni chciałaby tam jeszcze wrócić, ale najpierw musi zadbać o siebie. Wie, że przed nią jeszcze rehabilitacja, która teraz jest najważniejsza. Ale wierzy, że przed zimą uda jej się raz jeszcze spojrzeć na pęknięcie w betonie, które mówi jej, że ukochana córka jest blisko.
***
Zobacz więcej materiałów