Barbara Bursztynowicz wyjawiła prawdę o rozstaniu z "Klanem". Mówi o frustracji
Barbara Bursztynowicz (71 l.) swoją decyzją o odejściu z „Klanu” kompletnie zaskoczyła nie tylko widzów, lecz także ekipę, w tym swoją serialową rodzinę. Nawet grający jej brata bliźniaka Tomasz Stockinger nie miał pojęcia o jej planach. Teraz, gdy emocje już trochę opadły, aktorka wyjaśnia powody rozstania.
Barbara Bursztynowicz przez 27 lat wcielała się w postać Elżbiety Chojnickiej w serialu "Klan". Nie brakuje opinii, że talent i klasyczna uroda aktorki świetnie sprawdziłyby się w ambitniejszych produkcjach, jednak, jak przyznaje ona sama, rola Elżbiety zaszufladkowała ją, być może nieodwracalnie. Jak wyznała 6 lat temu wywiadzie dla "Vivy":
"Czasem lubię tę postać, ale bywam też nią zmęczona. Rola Elżbiety Chojnickiej odcisnęła takie piętno na moim życiu, że reżyserzy, producenci postrzegają mnie jak o tę postać z "Klanu". Widzowie zresztą też".
Aktorka nie ma wątpliwości, że jej kariera mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Jak wspominała w "Vivie", na początku kariery rolę zaproponował jej Stanisław Bareja, jednak jej mentorka, Aleksandra Śląska twierdziła, że rola w jego filmie "nie zbuduje jej zawodowo". Po latach filmy Barei uzyskały status kultowych, a Bursztynowicz utknęła w "Klanie".
Jak się okazało, frustracja aktorki w powodu niewykorzystanego potencjału jej wątku narastała latami.
Jak wyznała Bursztynowicz w rozmowie z tygodnikiem "Wprost", wolałaby, żeby życie Elżbiety nie ograniczało się do zupy:
"Czułam się coraz bardziej niedowartościowana, niewykorzystana, nie w pełni doceniona. Może inaczej bym postąpiła, gdyby scenarzyści dokonali zmian w życiu mojej bohaterki. Gdyby pogłębili rolę. To jest oczywiście moje odczucie, aktorki, która szuka w swojej pracy różnorodności i nowych doznań. Widz przyzwyczaił się do takiej Elżbiety i może nawet taką ją lubi, ale ja byłam już znużona, pogrążona w rutynie".
O tym, że ekipa nie przyjęła decyzji Bursztynowicz zbyt dobrze, może świadczyć styl, w jakim pożegnała się z aktorką, która poświęciła tej produkcji 27 lat życia. Jak się okazuje, wykorzystując jej L4, nagrano zawczasu sceny z dublerką. Zostały one wykorzystane do ostatnich scen z udziałem Elżbiety. Scenarzyści postanowili wysłać ją do Santiago de Compostela, jednak fani błyskawicznie wychwycili niepokojące niuanse w pożegnalnej scenie. W komentarzach nie pozostawili na ekipie suchej nitki:
"27 lat grała i nie mogli ostatniej sceny nagrać jak ludzie, tylko cudują".
Jak wyznała Bursztynowicz, jako osobie wysoce wrażliwej było jej szczególnie trudno żyć w poczuciu frustracji zawodowej:
"Odczuwam pewne bodźce dużo bardziej boleśnie niż inni, którzy nie są nadwrażliwi. WWO to ważny problem, może jeszcze trochę mało rozpoznany. W zawodzie aktorskim zdarzają się takie osoba jak ja. Mają bogatą wyobraźnię, bogate życie wewnętrzne, czują niuanse i wrażliwie postrzegają rzeczywistość. Stąd moja bohaterka, której dałam tak wiele z siebie, ma to ciepło, tę niezwykłą empatię dla otoczenia i tak łatwo ulega emocjom".
Zobacz też:
Pręgowski skomentował decyzję Bursztynowicz. Nie ma wątpliwości