Reklama
Reklama

Barbara Kurdej-Szatan: Jestem zadowolina z życia

To był wyjątkowy rok. Skończyła trzydziestkę, jej kariera rozwija się, a rodzice właśnie wybudowali nowy dom. Są teraz bliżej niej.

Kocha święta Bożego Narodzenia i tęskni za nimi przez cały rok. Barbara Kurdej-Szatan (30 l.) opowiedziała nam o tym wyjątkowym czasie, rodzinie i najbliższych planach.

Spotykamy się na rozmowę, a wokół świąteczna atmosfera. Lubisz ten czas?

Barbara Kurdej-Szatan: - To dla mnie bardzo ważne chwile. A w tym roku święta będą jeszcze bardziej wyjątkowe, bo obchodzimy je w nowo wybudowanym domu moich rodziców. Zjedzie się cała moja rodzina. Przed nami wielka wigilia, która przypomni mi czasy mojego dzieciństwa, bo wtedy także byliśmy wszyscy razem. Nie mogę się doczekać tego momentu.

Reklama

Gdzie rodzice znaleźli swoją nową oazę spokoju?

- Niedaleko Warszawy. Wybudowali się na ziemiach, na których wychowywali się moi dziadkowie. Dziadek miał kilkoro rodzeństwa, za to babcia, aż... jedenaścioro! Dlatego tak liczna jest nasza rodzina. Dom moich rodziców stanął w pięknych rejonach, totalnej głuszy, w jego okolicy nie ma nawet sklepu. Naokoło są tylko pola, lasy, a dalej domy, w których mieszka praktycznie cała nasza familia: wujkowie, ciocie, babcie, kuzynki.

Cudownie, zatem wszyscy jesteście w komplecie. A święta to przecież najlepszy czas, aby spędzić go razem z rodziną.

- Moja siostra mieszka w Gdyni, rodzice jeszcze do niedawna w Opolu, dlatego rzadko się widywaliśmy. Każdy ma swoje życie, a w nim liczne obowiązki, więc święta stały się takimi dniami, w których nadrabialiśmy rodzinne zaległości.

Cofnijmy się w czasie. Jak wyglądały święta, gdy byłaś małą dziewczynką?

- Zazwyczaj odbywały się u moich dziadków. Do dziś pamiętam te wszystkie zapachy. A do tego smak babcinych pierogów z kapustą i grzybami polanych olejem lnianym. Kultywujemy tę tradycję i nadal są przepyszne. Moja mama natomiast zawsze przygotowywała kutię. Jak byłam mała, nie przepadałam za nią ze względu na rodzynki. Ale co innego barszcz z uszkami, jedno z moich ulubionych dań. A do tego złowione przez mojego tatę ryby, tak cudownie zrumienione na patelni...

A ktoś z domowników przebierał się za św. Mikołaja?

- Nie, mama tylko mówiła, że zaraz przyjdzie św. Mikołaj i zostawi prezenty dla grzecznych dzieci. Wtedy musiałyśmy z siostrą schować się do kuchni. Patrzyłam na przeszklone drzwi i z nadzieją wypatrywałam czy ktoś tamtędy przechodzi. I wiesz, może to i lepiej, że go nie spotkałam (śmiech). Pamiętam bowiem, jak u mojej mamy w pracy była impreza z mikołajem i bardzo się go bałam!

A jak już byłaś starsza? Chodziłaś na pasterkę?

- Oczywiście, to był stały element świąt. Umawiałam się z przyjaciółmi z Opola, szliśmy do kościoła, a później do knajpy. To były czasy! Teraz wszystko się zmieniło. Mam rodzinę, dziecko. Za to teraz w Lubinie mam ulubiony kościół, w którym Rafał był kiedyś organistą. I jak tylko spędzamy tam Wigilię, to zawsze idziemy na pasterkę.

Wspomniałaś o Hani, napisała już list do św. Mikołaja?

- Oczywiście! W tym roku nagrałyśmy nawet filmik do niego. Już wiemy czego pragnie i na pewno wszystko przekażemy św. Mikołajowi.

Czytaj na następnej stronie...

Telewizor jest w domu wyłączony na święta?

- Telewizor jest włączony na koncerty świąteczne. Akurat w tym roku będziemy śpiewać z Rafałem w jednym z nich, emitowanym w Wigilię w TVP. Tak więc na pewno go nie opuścimy. Ale wiadomo, że nie będzie to nasze główne zajęcie.

Jak reaguje Hania, gdy widzi mamę w telewizji?

- Zawsze mówi: o mama to ty! Ale tak naprawdę jest już przyzwyczajona i wie, że mama jest aktorką. Gdy Hania miała roczek, wisiały billboardy, reklamy z moim zdjęciem. Ona wie, że jej rodzice pracują w telewizji i w teatrze. Była częstym gościem na próbach, w tym do naszego ostatniego musicalu "Legalna blondynka" w Krakowie. Biegała po scenie i dużo czasu spędzała z nami.

Na plan "M jak miłość" również ją zabierasz?

- Plan filmowy rządzi się innymi prawami. Hania nie miałaby tam co robić, nudziłaby się. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo jak kręcę "M jak miłość" to Hania jest w przedszkolu. Tam jest jej znacznie lepiej.

Zawsze udawało ci się wzorowo godzić pracę z macierzyństwem?

- Nigdy nie mogłam narzekać. Jak tylko potrzebowaliśmy opieki nad Hanią, to rodzice natychmiast przyjeżdżali do nas z pomocą. Zawsze sobie radziliśmy, a teraz będzie jeszcze wygodniej, bo mamy ich raptem godzinkę drogi od siebie, a nie cztery, jak dotychczas. Tak że jak będziemy mieli nawet jeden dzień wolnego, opłaci się nam do nich wybrać i odrobinę odpocząć.

Zmieniły się twoje relacje z rodzicami, gdy sama zostałaś mamą?

- Zawsze miałam z nimi bardzo dobre relacje. Ale dopiero, gdy założyłam własną rodzinę, dostrzegłam ile trudu rodzice włożyli w moje wychowanie. Tak, zdecydowanie bardziej to doceniłam, gdy sama zostałam matką.

Rok 2015 zaliczysz do udanych?

- Dużo się w nim wydarzyło. Mieliśmy z Rafałem premierę musi calu w Krakowie, graliśmy nowe koncerty, cały czas gram w serialu i kręcę reklamy. Ale w porównaniu z zeszłorocznym szałem, ten rok był dla mnie już trochę spokojniejszy. Wiele się nauczyłam. Wszystko planuję inaczej, przestałam przejmować się pewnymi sprawami i nauczyłam się odmawiać. Dzięki temu osiągnęłam harmonię. Panuję nad wszystkim.

Praca z mężem zbliża, czy oddala was od siebie?

- Nasz zawód jest tak nieregularny, że cieszymy się na możliwość wspólnej pracy, bo wtedy częściej się widujemy. Poza tym potrafimy oddzielić życie prywatne od zawodowego i bardzo się szanujemy. Ja jestem bardziej aktorką, która śpiewa, a Rafał jest muzykiem z talentem aktorskim.

Szykujecie razem nowe projekty?

- Będziemy koncertować. Mamy już przygotowane dwa koncerty, jeden to nasze inspiracje muzyczne, a drugi to przeboje festiwalowe. Poza tym zamierzamy zagrać także z orkiestrą symfoniczną utwory musicalowe. Póki co Rafał nagrywa płytę, a ja mam sporo pracy w zawodzie aktorki. Natomiast poza pracą planujemy znacznie więcej podróżować. Dobrze jest mieć jakąś odskocznię.

Basiu, w sierpniu skończyłaś magiczną trzydziestkę. Jak się z tym czujesz?

- Jakby nic się nie zmieniło. Jak słyszę, że ktoś ma 30 lat, to wydaje mi się, że jest dojrzałym człowiekiem. A za chwilę mówię: Boże przecież ja mam 30 lat! (śmiech). Ale prawda jest taka, że wiek niczego nie zmienia, to tylko głupie cyferki. A ja nadal pozostaję zadowoloną z życia i z siebie kobietą. Tak łatwiej się żyje.

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Barbara Kurdej-Szatan
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy