Barbara Kurdej-Szatan nie ma tajemnic przed bliskimi: Córka powiedziała mi o utracie dziewictwa
Czy działo się dobrze, czy źle, zawsze biegła z tym do swojej rodzicielki. To ona była powierniczką jej tajemnic, wspierała, pomagała. Dzisiaj też jest jej ostoją?
Dwudziesty szósty maja był dla Barbary Kurdej-Szatan (30 l.) bardzo ważnym dniem. W tym roku z okazji Dnia Matki aktorka zdecydowała się na wyjątkową sesję zdjęciową z rodzicielką, Elizą Wyszomirską-Kurdej i całą ekipą, która ją tworzyła. Jedną z fotek zamieściła na Instagramie, podpisując: "Pozdrawiamy ekipę sesyjną. Na środku moja Mama Gwiazda". Czy zawsze były sobie tak bliskie?
Basia i jej o kilka lat starsza siostra Kasia wychowywały się na jednym z osiedli w Opolu. Tata był z wykształcenia inżynierem elektrykiem, mama pracowała w miejscowym domu kultury. - Uznaliśmy z mężem, że najlepszy sposób, by dzieciakom nie przychodziły do głowy głupoty, to zająć im czas. Od szóstego roku życia były więc szkoła muzyczna, chór Legenda, lekcje angielskiego, potem chór gospel - wyznaje mama Barbary Kurdej-Szatan.
Gdy po 6 latach młodsza pociecha zrezygnowała z gry na wiolonczeli, pani Eliza nie kryła zdziwienia, ale nie zamierzała jej do niczego zmuszać. Nigdy tego nie robiła, nawet gdy chodziło o odrabianie lekcji. A to nie była mocna strona Basi... - W pierwszej klasie zabierała do szkoły lalki, patrzyła w okno, zamiast się uczyć. Na szczęście potem jej przeszło. Nigdy nie lubiła, gdy jej się coś narzucało - wspomina mama słynnej "blondynki z reklamy".
Zamiast ją strofować i krzyczeć, dała jej wiele ciepła i miłości. - Dziecko od małego musi być chwalone. To buduje poczucie własnej wartości, pewność siebie, siłę - mówi rodzicielka.
I co ważne, zawsze miała dla swoich dzieci czas, a Basia z tego korzystała. Opowiadała mamie o tym, co dzieje się w szkole, zwierzała się z radości i kłopotów. Nawet nie zauważyła, kiedy zostały przyjaciółkami. Pani Eliza znała najdelikatniejsze, najbardziej intymne sekrety córki. - O utracie dziewictwa córka mi powiedziała - mówi rodzicielka.
Basia cieszyła się, że jej mama nie płakała, nie załamywała rąk, jak mamy jej koleżanek. - Wiedziałam, na czym polega działanie hormonów. W takiej sytuacji moralizowanie i zakazy są głupie. Zamiast zakazywać, lepiej się na to dobrze przygotować - tłumaczy swoje stanowisko.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Basia jako młoda dziewczyna miała dużo luzu. Nigdy jednak nie wykorzystywała zaufania, którym obdarzyli ją rodzice. - Mogła wrócić nawet o pierwszej w nocy, byle nie było to pięć minut po ustalonym czasie - opowiada o zasadach panujących w domu Wyszomirska-Kurdej. I dodaje: - Bo umowa jest umową, tego chciałam ją nauczyć. I nauczyła, ale trochę to trwało...
Artystka nie kryje, że jej młodość nie przypominała sielanki. - Czasem się kłóciłam, pyskowałam, wychodziłam, trzaskałam drzwiami. Potwierdza to mama, dodając, że nie zostawała dłużna.
- W naszym domu wszyscy są charakterni. Najważniejsze, że nie przekraczałyśmy granic i szybko się godziłyśmy - dodaje supermama. Pani Eliza była wyrozumiała, również wtedy, gdy jej córka zaczęła eksperymentować z alkoholem. Kiedyś przesadziła z winem. Następnego dnia rodzicielka, podając jej miętę, powiedziała zatroskana: "Po co ci to było? Teraz tylko źle się czujesz".
Gdy Basia wyfrunęła z rodzinnego gniazda i sama założyła rodzinę, ich bliskie relacje jeszcze bardziej się zacieśniły. Aktorka nie szczędzi mamie ciepłych słów za to, co dla niej zrobiła. - Jest świetną mamą i równie cudowną babcią. Bo na zawołanie - śmieje się gwiazda "M jak miłość". Gdy Basia dzwoni, że nie ma z kim zostawić Hani, wsiada w auto i pędzi. Tak dzieje się od czasu, gdy pani Eliza dała się namówić córce i przeprowadziła się z Opola do niewielkiej wsi pod Mińskiem Mazowieckim. Teraz widują się częściej. Nie tylko od święta.
***
Zobacz więcej materiałów o celebrytach: