Reklama
Reklama

Basia Kurdej-Szatan świadkiem pobicia chłopaka na ulicy. Szokująca relacja

To miał być romantyczny wypad do Trójmiasta. Nieoczekiwanie zamienił się w... piekło.

Barbara Kurdej-Szatan (32 l.) i jej mąż Rafał (30 l.) wyrwali się w jeden z ostatnich weekendów nad morze. Wyjątkowo bez córki Hani. Wieczorem obejrzeli słynny spektakl "Notre Dame de Paris", po czym z grającym w nim kolegą Łukaszem Zagrobelnym postanowili pospacerować po mieście.

"Szliśmy, rozmawiając i śmiejąc się. Nagle zobaczyłam, jak kibice atakują kilkunastoletniego chłopaka. Przewrócili go i zaczęli bić. Ja natychmiast podniosłam alarm. Zaczęłam przeraźliwie krzyczeć, użyłam nawet kilku wulgaryzmów i nie wiem, jak to się stało, ale zostawili tego biednego chłopaka i uciekli" - mówi wciąż zdenerwowana aktorka. 

Reklama

Podbiegła do pobitego chłopaka, pomogła mu wstać. Był poturbowany, ale mówił, że nic mu nie jest. Nie chciał, aby wzywała pogotowie. Stanowczo twierdził, że sobie poradzi...

"Dzisiaj wiem, że takim impulsywnym zachowaniem naraziłam Rafała i Łukasza, bo nie zdawałam sobie sprawy, że za nami idzie jeszcze pięciu kibiców. Jednak nie potrafię przejść obojętnie obok kogoś, komu dzieje się krzywda. Na szczęście nas nie zaatakowali, ale wiem, że mogło być różnie" - dodaje aktorka.

Podkreśla, że lubi bezinteresownie pomagać innym. Jest dumna, że nawet w tak trudnej sytuacji jak ta, która miała miejsce w Gdyni, nie myślała o sobie, tylko stanęła w obronie słabszego. Mimo gigantycznego sukcesu, jaki odniosła, w głębi duszy nadal pozostaje tą niesforną nastolatką, która przed laty mknęła na rowerze po rodzinnym Opolu, rozwożąc ważnym gościom zaproszenia na festiwal piosenki.

Właściwie wychowała się za kulisami opolskiego amfiteatru. Jej mama była dyrektorką miejskiego ośrodka kultury, pod który ów amfiteatr podlegał. Mała Basia przesiadywała więc godzinami na próbach, przyglądała się z bliska najpopularniejszym artystom i marzyła, aby kiedyś być na ich miejscu. I spełniła marzenie! W 2014 roku poprowadziła koncert SuperPremier.

"Dzisiaj dałam autograf małej dziewczynce i od razu przypomniało mi się, jakie to było fajne, kiedy sama je tu zbierałam!" - opowiada. Ale bliscy jej przyjaciele twierdzą, że słodka buzia i niewinny uśmiech aktorki mogą zwieść niejednego, bo nazwisko, które nosi po mężu, pasuje do niej jak ulał.

Zresztą sama mówi o sobie, że nie jest grzeczną dziewczynką. Lubi, jak coś się dzieje, cały czas musi być w ruchu, nie znosi nudy i jest świetną organizatorką. Dlatego, jak twierdzi, mogłaby z powodzeniem prowadzić na przykład firmę organizującą imprezy. Znajomi dodają, że lubi też zaskakiwać. I nie zdziwiliby się, gdyby któregoś dnia, wzorem wielu kolegów po fachu, zabrała się za... pisanie książki.

Mając tyle bezcennych wspomnień i notatek z przeszłości, które leżą gdzieś na strychu, mogłaby wsadzić przysłowiowy kij w mrowisko, pisząc choćby o kulisach festiwalu piosenki w Opolu. Coś o tym wie!

***

Zobacz więcej materiałów:

Rewia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy