Beata Sadowska wściekła na stewardessę!
Beata Sadowska (39 l.), wracając 7 kwietnia z synem Tytusem z Fuerteventury, gdzie odbywały się zawody Ford Kite Cup, przeszła w samolocie koszmar. Wszystko przez - jej zdaniem - opryskliwą stewardessę czarteru Travel Service Polska.
Dziennikarka twierdzi, że kobieta nie pozwoliła jej zająć wygodnego miejsca z 7-miesięcznym dzieckiem w pierwszym rzędzie. Gdy o to poprosiła, odprawiając się jako jedna z pierwszych, poinformowano ją "bezczelnie", że jest już ono zajęte, poza tym musi być wolne na wypadek, gdyby któremuś z pasażerów zrobiło się słabo.
W tym czasie "podróżowały" tam - jak zauważa Sadowska - torby i laptopy szefowej pokładu i stewardess.
Cały incydent dziennikarka opisała na swoim blogu, podkreślając, że "nie ma zgody na takie zachowanie" obsługi samolotu.
"Czy ktokolwiek przeszkolił ich z komunikacji z klientem? Czy ktokolwiek powiedział im, że praca w usługach polega m.in. na rozmowie, interakcji, a nie na bezczelnym zbywaniu natrętnej petentki, za jaką zapewne mnie uznali? Czy ktokolwiek uwrażliwił ich na drugiego człowieka? Na 7-miesięcznego malca?" - pyta Sadowska na portalu NaTemat.pl.
"Niewiarygodne, jak odrobina władzy degeneruje. Jak łatwo ulec pokusie pokazania, kto tu rządzi. (...) Wystarczyło powiedzieć, że z tyłu samolotu jest wolny cały rząd i tam można się przesiąść i rozłożyć fotel, nie miażdżąc z tyłu nóg innego ojca z dzieckiem. Usiąść od okna albo na środkowym fotelu, gdzie nie ma przeciągu. Tak wiele, tak niewiele. Zamiast tego było chamstwo, złośliwość i olewanie, bo lekceważenie nie oddaje zachowania ekipy samolotu. Tysiek niestety rozchorował się po tej podróży, zgodnie z przewidywaniami doświadczonej współpasażerki".
Sadowska jest pewna jednego: już nigdy nie poleci czarterem tych linii, chyba że ktoś przeszkoli pracowników, co to znaczy wrażliwość na drugiego człowieka i profesjonalizm.
Czyżby stewardessa nie rozpoznała "pani z telewizji"?