Beata Ścibakówna chce odbudować więzi z Grażyną Szapołowską
Gdy jej mąż zerwał kontakty z Grażyną Szapołowską (62 l.), Beata Ścibakówna (47 l.) straciła bliską jej osobę. Teraz chce to naprawić.
Kiedyś potrafiły godzinami rozmawiać w teatralnym bufecie. Wszyscy w Teatrze Narodowym wiedzieli, że Beata Ścibakówna i Grażyna Szapołowska są sobie bardzo bliskie. To była prawdziwa przyjaźń, której obca jest aktorska rywalizacja. - Rozumiały się w pół zdania, dlatego tak bardzo lubiły razem pracować - zdradza "Na żywo" pracownik teatru.
Poznały się kilkanaście lat temu podczas prób do spektaklu "Kurka wodna" w reżyserii męża Beaty, Jana Englerta (72 l.). Od razu zapałały do siebie sympatią. Pomagały sobie do tego stopnia, że dzieliły się jedną szminką! Gdy Jan został dyrektorem Teatru Narodowego i zaproponował Grażynie etat, stały się nierozłączne. Spędzały razem czas w pracy, po niej i na wakacjach. Ich rodziny co roku spotykały się w Juracie. Szapołowska ma tam piękny apartament z widokiem na zatokę, a Ścibakówna i Englert mieszkają w hotelu Bryza należącym do Niemczyckich. Wspólnie plażowali i z chęcią odwiedzali hotelową kawiarnię.
To właśnie o pomoc do Grażyny Beata zwróciła się, gdy otrzymała propozycję udziału w programie "Gwiazdy tańczą na lodzie". Miała ochotę ją przyjąć, ale nie potrafiła się na to odważyć, ponieważ jej mąż nie był tym zachwycony. - Musiałam stoczyć z nim batalię, bo najpierw powiedział, że zwariowałam - opowiadała.
- Wtedy byłyśmy jeszcze razem w teatrze z Grażyną Szapołowską i zadzwoniłam do niej po radę, bo brała udział w "Jak oni śpiewają". Ona mnie zachęcała: "Beata, bierz, będziesz miała kontrakty, będzie pięknie". Z tymi kontraktami to akurat mity, ale zarobiłam niemałe pieniądze - wspomina. Potem jeszcze wielokrotnie radziła się jej w sprawach zawodowych. I dzi siaj też chciałaby zapytać Szapołowską o radę, ale niestety, nie mają kontaktu.
Czytaj na następnej stronie...
Cztery lata temu Englert zwolnił bowiem dyscyplinarnie Grażynę za niestawienie się na przedstawieniu "Tango". Aktorka nie pojawiła się w teatrze ponieważ miała inne zobowiązania. Brała udział w programie "Bitwa na głosy", w którym była jurorką. Uprzedziła o tym dyrektora i choć nie wyraził on zgody, wybrała show. - W teatrze najważniejszy jest widz. Po takim zachowaniu pani Szapołowskiej musiałem zwolnić ją dyscyplinarnie - tłumaczył Jan.
Ponieważ Grażyna nie zgodziła się z tą decyzją, sprawa trafiła do sądu, który przyznał rację... Englertowi. - To nie jest żadna frajda prywatna, to jest frajda dyrektora teatru - mówił po ogłoszeniu wyroku.
Ale choć minęło tak wiele czasu, dziś, gdy scena narodowa świętuje jubileusz 250-lecia, Jan wciąż nie zaprasza Grażyny na oficjalne obchody. Nie było jej nawet na uroczystej premierze "Kordiana", w której brały udział wszystkie osoby związane z teatrem. Co więcej, swoim postanowieniem Englert zerwał więź łączącą aktorkę z jego żoną. Lojalność wobec męża była dla Beaty ważniejsza niż przyjaźń.
Gdy obie pojawiły się niedawno na pokazie biżuterii, minęły się, nie zamieniając ze sobą słowa. To przypadkowe spotkanie uświadomiło jednak aktorce, jak bardzo tęskni za przyjaciółką. Dlatego postanowiła działać. - Tłumaczy mężowi, że powinien przestać unosić się honorem i odnowić relacje z Grażyną - mówi nam znajoma pary. - Dla dobra teatru, ale i z miłości do niej.