Beata Ścibakówna i Jan Englert przerażeni! Te koszty ich przerosły
Beacie Ścibakównie (52 l.) i Janowi Englertowi (77 l.) bardzo zależy, by córka dokończyła zagraniczne studia na artystycznej uczelni w Nowym Jorku. Niestety, nauka w prestiżowej szkole wiąże się z ogromnymi wydatkami, dlatego rodzice Heleny Englert postanowili poświęcić się dla córki i wziąć udział w kontrowersyjnym projekcie.
Choć oboje mają ogromne doświadczenie aktorskie i nazwiska, co pozwala im przebierać w propozycjach, to, jak dowiedziało się "Na żywo", zdecydowali się wziąć udział w kontrowersyjnej produkcji "Dziewczyny z Dubaju".
Film opowiadać ma o polskich modelkach i uczestniczkach konkursów piękności, które za ogromne pieniądze sprzedawały swe wdzięki arabskim szejkom. Dotąd Beata Ścibakówna i jej mąż, dyrektor Teatru Narodowego Jan Englert z rozwagą wybierali role.
Co zatem sprawiło, że chcą wystąpić w obrazie, którego produkcją zajmie się mąż Dody, Emil Stępień?
Okazuje się, że ma to związek z ich córką. Janowi bardzo zależy, by Helenka mogła kontynuować wymarzone studia. Nowojorska uczelnia artystyczna cieszy się wysokim poziomem, 20-latka jest zachwycona nauką w niej. Marzyła od dawna, by tam się uczyć, mimo iż czesne nie jest niskie.
Rok nauki w New York University Tisch School of The Arts to wydatek ok. 300 tys. zł. I choć jej rodzice na zarobki nie narzekają, jednak to dla nich duża suma, stąd pomysł podreperowania budżetu.
Za dzień zdjęciowy w "Dziewczynach z Dubaju" Englert ma dostać 8 tys. zł, a jego żona połowę tej stawki.
"Helena docenia ich piękny gest. Tym bardziej teraz, kiedy po buncie okresu dojrzewania, który im zafundowała, nie ma już śladu" - zdradza informator "Na żywo". I dodaje: "Co więcej, dziewczyna nie kryje, że pragnie iść w ślady sławnych rodziców i w przyszłości błyszczeć na scenie jak oni, a to napawa ich dumą".
***
Zobacz więcej materiałów wideo: