Beata Ścibakówna przekazała smutne wieści. Mało kto zdawał sobie sprawę, że jej sytuacja jest tak nieciekawa
Beata Ścibakówna (55 l.) jeszcze jako studentka związała się z Janem Englertem (80 l.). Pierwszą rolę zagrała w reżyserowanym przez niego spektaklu. Po latach zrozumiała, że została zaszufladkowana. W rozmowie z Magdą Mołek narzeka na brak propozycji zawodowych. Próbowała nawet zdobyć je przy pomocy peruwiańskich talizmanów…
Beata Ścibankówna była studentką Akademii Teatralnej, gdy ówczesny rektor i wykładowca Jan Englert zaproponował jej rolę Zosi w reżyserowanym przez siebie spektaklu „Pan Tadeusz”. Wyjechali ze sztuką do Australii, podczas tej podróży zakochali się w sobie i dwa lata później wzięli ślub.
Ścibakówna nie miała zbyt wiele okazji do tego, by zbudować własną karierę. Po studiach dołączyła do Teatru Powszechnego, z którym zawodowo związany był jej mąż, a w 1997 roku oboje przeszli do Teatru Narodowego.
Odkąd w 2003 roku Englert objął stanowisko dyrektora artystycznego placówki, Ścibakówna regularnie pojawia się na scenie, jednak, jak ujawniła w rozmowie z Magdą Mołek w podcaście „W moim stylu”, mąż nie rozpieszcza jej ofertami pracy:
"Gdzieś tam rozumiem decyzję mojego męża, żeby mnie nie obsadzać w sztukach, które reżyseruje, a jeśli już, to dawać mi jakieś mikro zadania aktorskie. Nie chciał, żebym uchodziła za aktorkę, która gra tylko u niego, tylko w jego reżyserii i tylko w jego przedstawieniach. To było dobre dla mnie i mojego rozwoju aktorskiego, artystycznego".
Niestety, jak z biegiem czasu zauważyła aktorka, w oczach reżyserów i producentów i tak uchodzi za żonę sławnego męża. Ścibakówna robiła co mogła, by pokazać, że jest od niego niezależna, w 2008 roku wzięła nawet udział w programie „Gwiazdy tańczą na lodzie”, jednak to nie nadało rozpędu jej karierze. Pandemia tylko pogorszyła jej sytuację. Jak wyznała aktorka:
"Muszę powiedzieć, że jestem teraz w trudnym momencie zawodowym. Tak jak w Teatrze Narodowym jestem spełnioną aktorką, producencko też jestem zadowolona, natomiast mam olbrzymi niedosyt w graniu przed kamerą. Nie zagrałam w żadnym filmie, w żadnym serialu od czasu pandemii w ogóle. Mówię to otwarcie, gdyż widzę, że jest dużo pracy, że jest dużo miejsca dla mnie, że jest zapotrzebowanie na dojrzałe kobiety. Są te scenariusze i nikt nie sięga po mnie".
Popularność zapewniły Śćibakównie role lekarek w seralach „Samo życie”, „Na dobre i na złe” oraz „Dializie”. Ostatni, jak dotąd, raz pojawiła się przed kamerą w epizodycznej roli w „Ojcu Mateuszu”. W 2001 roku zagrała w „Dziewczynach z Dubaju”, filmie, w którym jedną z kluczowych ról grał jej mąż, Jan Englert.
Śćibakówna ujawniła, że jest gotowa zabiegać o role wszelkimi sposobami, próbowała nawet wykorzystać moc peruwiańskich amuletów:
"To nie jest tak, że się żalę, tylko stwierdzam ten fakt — trzy lata nie grałam nic. Czuję, że nie jestem potrzebna. I to mnie boli, i to jest bardzo przykre. Dla aktorki, która jest taka, jaka jest, która pokazała, że potrafi, która zrobiła, co zrobiła, która ma jakiś dorobek, nie ma pracy...?! Dziwne, prawda? Już zrobiłam pewne małe czary-mary. Jak byłam w ubiegłym roku w Peru, u takiej pani Peruwianki kupowaliśmy talizmany na zdrowie, szczęście, pracę, sukces, pieniądze. Mam te talizmany, noszę je ze sobą, leżą w mojej okolicy blisko. I... pstro. Nie chcę już tego analizować, bo już sobie popłakałam na ten temat troszeczkę”.
Zobacz też:
Jan Englert: wykryto u niego tętniaka aorty, a teraz takie wieści. Czeka go operacja
Beata Ścibakówna wyjawiła całą prawdę o córce Helenie. Stawia sprawę jasno
Beata Ścibakówna o Janie Englercie: Lubi to znacznie bardziej niż ja