Reklama
Reklama

Beata Tadla nie może poradzić sobie z rozstaniem. Brakuje jej kontaktu fizycznego

Beata Tadla (44 l.) przyznaje w najnowszym wywiadzie, że źle znosi samotność. W czasie pandemii brakuje jej dotyku i obecności ukochanego mężczyzny.

Z tajemniczym biznesmenem Rafałem zaczęła spotykać się jesienią 2018 roku. Nowy partner pozwolił dziennikarce wrócić do równowagi po toksycznym rozstaniu z Jarkiem Kretem.

Niestety, przez pandemię koronawirusa kochankowie nie mogą się spotykać. W wywiadzie dla "Twojego Imperium" Tadla przyznaje, że związek na odległość jej nie służy. Tęskni przede wszystkim za dotykiem i kontaktem fizycznym.

"Rafał jest dla mnie ogromnym wsparciem, ale mieszka u siebie w Opolu. Strasznie tęsknię za jego dotykiem" - mówi dziennikarka. Wybawieniem jest dla niej praca, dzięki której choć na chwilę może się rozerwać i zapomnieć o swojej samotności.

"Wciąż chodzę do pracy, mogę więc kontaktować się z ludźmi w sposób bezpośredni, z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. Rozmawiam z tymi, którzy mają dobrą energię, z którymi mogę się pośmiać i pożartować. Szukam też ludzi, którzy są mądrzy i których warto słuchać, bo to lekarstwo na wszechobecną głupotę. Teraz potrzebujemy dobrych emocji. Możemy usiąść na kanapie i zacząć się zamartwiać, ale z tego nic dobrego nie będzie".

Reklama

Beata Tadla przyznaje, że chodzi do pracy i zdarza jej się nie zachowywać środków ostrożności. Ostatnio zapomniała o koronawirusie i przywitała się z napotkaną w redakcji osobą. To uświadomiło jej, jak bardzo potrzebuje kontaktu fizycznego!

"Kilka dni temu przyszłam tam i przywitałam się z dziewczyną, której wcześniej nie spotykałam. Podałyśmy sobie ręce i... zamarłyśmy. Uświadomiłam sobie, że od ponad trzech tygodni nie trzymałam nikogo za rękę. To jest strasznie smutne, że zaczynamy tęsknić do rzeczy prostych, zwykłych, o których do tej pory może za bardzo nie myśleliśmy na co dzień. Teraz uścisk, pocałunek w policzek czy serdeczne przytulenie się z kimś jest dla mnie jak zastrzyk energii".

Dziennikarka nie kryje, że bardzo źle znosi okres pandemii. Ostatnio popłakała się, gdy zdała sobie sprawę, że nie może uściskać chorej przyjaciółki.

"Załatwiałam sprawę dla przyjaciółki, która jest chora. Gdy jechałam do niej, wiedziałam, że nie będę mogła wejść do domu, ponieważ jest w grupie ryzyka. Już w samochodzie bardzo płakałam, że nie będzie mi wolno jej uściskać. Wyszła w maseczce, a ja tylko mogłam podać jej przez szybę to, co przywiozłam. Z kolei moja druga przyjaciółka siedziała w domu na kwarantannie, więc kontakt też miałyśmy tylko telefoniczny i przez internet. Dla kogoś takiego jak ja, kto jest uzależniony od dotyku, przytulania się, jest to straszna sytuacja, dołująca. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie dopadają mnie lęki, troski i gorszy nastrój. Do takich słabości należy się przyznawać, dopuszczać je do siebie, ale później koniecznie szybko je odganiać".

Dziennikarka uważa, że gdy świat wróci do normalności, wszystko się przewartościuje. Chodzenie z logo znanej marki na torebce będzie po prostu obciachem.

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy