Beata Tyszkiewicz spotkała się z ukochanym po latach! Dlaczego ta miłość nie przetrwała?!
Urokowi, który roztaczała, nie umiał się oprzeć żaden mężczyzna. Nic zatem dziwnego, że angielski, dużo od niej młodszy aktor, również stracił dla niej głowę. I nigdy jej nie zapomniał o pięknej Beacie Tyszkiewicz.
Kair nocą już wtedy wyglądał egzotycznie i zjawiskowo. Doskonałe miejsce na romantyczne spacery i miłosne westchnienia. Organizowany tam, w budynku miejscowej opery, festiwal filmowy błyskawicznie stał się najważniejszą tego typu imprezą w Afryce.
Złote i srebrne piramidy, jakie wręczano najlepszym, kusiły wielu twórców. Właśnie pod gorącym słońcem Egiptu w 1992 r. los zetknął ze sobą początkującego aktora z brytyjskim paszportem i polską damę kina, której nazwisko i uroda były już znane widzom.
Beata Tyszkiewicz (81 l.) natychmiast zauroczyła młodszego o 30 lat Karla Tesslera (51 l.). Ich świat stanął na głowie i nie mogli powstrzymać błyskawicznie rodzącego się uczucia.
I choć nie wszyscy patrzyli na tę miłość ze zrozumieniem, kochankowie poświęcili wiele, by ją utrzymać. Co więcej, okazało się, że tliła się w nich przez wiele lat i w trudnym momencie znów mogli z sentymentem spojrzeć sobie w oczy.
Gdy po raz pierwszy się ujrzeli, Tessler miał niespełna 24 lata. Stał dopiero u progu zawodowej kariery. Przed kairskim festiwalem zagrał zaledwie w dwóch produkcjach.
Wróżono, że nie tylko talent da mu szansę na wybicie się w branży. Jego chłopięca uroda przyciągała wzrok kobiet jak magnes. I nagle przed sobą miał kobietę wyjątkową. Tyszkiewicz, 54-letnia wówczas gwiazda, była doświadczoną aktorką, a życie również nie szczędziło jej wzlotów i upadków.
Przeszła przez trzy rozwody. Pierwszego męża, Andrzeja Wajdę, poślubiła w 1967 r., tuż po narodzinach ich córeczki Karoliny, z nadzieją na stworzenie ciepłego domu i rodziny. I choć kochali się, to wciąż byli w rozjazdach, on reżyserował, ona grała w Indiach i Belgii.
Zbudowali dom, ale małżeństwo na odległość nie wytrzymało nawet dwóch lat. Potem, jak sama zresztą przyznała, zbyt pochopnie oddała rękę innemu reżyserowi, Witoldowi Orzechowskiemu. Związek trwał siedem lat, ale przestał odpowiadać obojgu.
Wówczas na jej drodze stanął przyjaciel i ukochany z młodości, architekt Jacek Padlewski. Dogadywali się doskonale. Ona leczyła zranione serce, on także przeżywał rozwód. W 1976 r. wzięli ślub, zamieszkali w Marsylii, owocem miłości była córka Wiktoria.
Wydawało się, że tym razem nic więcej do szczęścia nie będzie potrzebne. Jednak ponownie wielkie marzenia pękły jak mydlana bańka. Wszystko, jak poprzednio, przez pracę. Widywali się sporadycznie i czuli, że życie ucieka im przez palce.
Choć nie była to łatwa decyzja, uznali, że nie mogą być razem. Minęło kilka lat i wszystko to było już jedynie przeszłością. Teraz liczył się tylko ogień miłości, jaki rozgorzał między parą zauroczonych sobą aktorów.
Beata i Karl, zakochani w sobie bez pamięci, musieli szybko decydować, co robić dalej z relacją, która dawała im tyle uniesień i radości.
Rozwiązania były w zasadzie dwa: albo Karl przeniesie się do Polski, gdzie Tyszkiewicz miała ugruntowaną pozycję i mnóstwo zawodowych zobowiązań, albo uściskają się na pożegnanie i każde pójdzie w swoją stronę.
Tessler nie potrafił wyobrazić sobie rozstania. Chociaż ryzykował bardzo wiele, rzucił wszystko i poszedł za głosem serca. Kiedy przyjechał do Polski i pojawiali się razem, nie pozostawiając wątpliwości, że łączy ich coś więcej niż jedynie zawodowa przyjaźń, natychmiast słychać było niezbyt przychylne komentarze dotyczące trzydziestoletniej różnicy wieku.
"W czym problem, nie rozumiem? Jeśli trafiamy na diament, to nie wolno nam go nie zauważyć. My odnaleźliśmy siebie. Wierzymy sobie na tyle, że powinniśmy razem iść przez te bardzo trudne czasy" - mówił z przekonaniem, zapatrzony w ukochaną Karl. Ona nie pozostawała dłużna.
"Jest jak Franciszek z Asyżu. Karmi głodnych i rozdaje pieniądze" - chwaliła go z uśmiechem.
Karl szybko się zadomowił w nowym miejscu. Jak sam twierdził, miał w sobie domieszkę polskiej krwi, więc słowiańskie zwyczaje zupełnie go nie dziwiły.
"W Warszawie czuję się najlepiej. Mam tu nauczyciela malarstwa, piszę książkę o tematyce filozoficznej. No i tutaj jest Beata" - mówił szczerze.
Poznał szybko wiele gwiazd naszego kina i sceny. Dzięki ukochanej błyskawicznie też dostał swój pierwszy angaż w filmie. Zagrał u jej boku niewielką rolę w obrazie "Dwa księżyce".
"Och, iskrzyło między nimi! Fajna para, aż miło było patrzeć" - opowiadał jeden z ich wspólnych znajomych.
"Jedne kobiety miewają romanse, inne, zakochawszy się, wychodzą za mąż. Ja jestem w tej drugiej grupie. Moje romanse zamieniały się w małżeństwa" - wyznała w wywiadzie Tyszkiewicz.
Być może zatem i ten związek zakończyłby się formalnym "tak" i obrączkami. Jednak po kilku latach przytłoczyła ich codzienność. Co więcej, propozycji aktorskich dla Karla wciąż nie było. Pewnego dnia wyjechał szukać szczęścia gdzie indziej.
"Nie mam pojęcia, gdzie jest i co się z nim dzieje. Zupełnie nieciekawy temat" - komentowała rozstanie aktorka.
Ale chyba w głębi serca wciąż o nim pamiętała. Oddała się pracy, zaś on rzucił aktorstwo i pisał książki. Przełom nastąpił trzy lata temu. W maju 2017 r. Beata Tyszkiewicz przeszła zawał serca i trafiła do szpitala.
Wtedy, wśród odwiedzających ją bliskich wypatrzono... Karla Tesslera. Od ich rozstania minęło 20 lat, ale znów czule trzymał ją za rękę i pocieszał w chwilach zwątpienia. Potem pomagał w rehabilitacji, robił zakupy, wychodził na spacery.
"Był przy mnie jako przyjaciel" - przyznała gwiazda.
I z typową dla siebie swadą dodała: "Lata lecą. On się trochę zmienił. Tylko ja się nie zmieniłam, prawda?"
***
Zobacz więcej materiałów wideo: