"Będę walczyć, póki starczy sił"
Ewa Błaszczyk dziesięć lat temu niespodziewanie została wdową. Dokładnie sto dni później jej sześcioletnia córeczka Ola zakrztusiła się tabletką i zapadła w śpiączkę. Aktorka zapewnia, że nie zamierza się poddawać...
Od 10 lat całe pani życie jest walką o powrót do zdrowia córki. Czy w leczeniu Oli nastąpił jakiś przełom?
Ewa Błaszczyk: - Stan Oli jest dosyć stabilny. Robimy wszystko, co można, ale w tej kwestii medycyna na razie nie ma, niestety, zbyt wiele do zaoferowania. Tajemnica duszy, naszej świadomości i tego, jak pracuje ludzki mózg, ciągle pozostaje niezbadana.
Nie ma żadnych rokowań? Jak to możliwe?
E.B.: - Medycyna jest bezsilna, trudno mi zatem liczyć, że wkrótce znajdzie się jakaś skuteczna terapia, która umożliwi dzieciom dotkniętym urazami mózgu powrót do normalnego życia.
A komórki macierzyste? Naukowcy mówią, że mogą one zastąpić transplantologię?
E.B.: - Od ćwierć wieku na świecie prowadzi się badania nad wykorzystaniem komórek macierzystych. W naszym kraju takie studia prowadzi Polska Akademia Nauk, ale one wciąż nie przynoszą rewolucji, a wymagają ogromnych nakładów finansowych. Być może te badania postawią naukę w zupełnie innym miejscu niż jest teraz. Mam jednak świadomość, że to wizja dalekiej przyszłości.
Nie ukrywa pani, że wciąż szuka terapii dla Oli także w najlepszych ośrodkach poza Polską.
E.B.: - Robię wszystko, co jest możliwe. Jeśli chodzi o neurologię, Polska wciąż nie jest w stanie przeprowadzać wielu badań. Nie wiem czy ze względu na koszty, czy też na brak przeszkolonego personelu. W takiej sytuacji trudno o optymizm.
A klinika Budzik, w której będą hospitalizowane dzieci w śpiączce? Zdaje się, że wkrótce ma zostać otwarta...
E.B.: - Postanowiłam, że najbliższy rok upłynie mi pod znakiem Fundacji Akogo? Klinikę chcemy otworzyć 11 maja przyszłego roku. Wydaje się, że to dużo czasu, ale to tylko pozory. Budynek już stoi, trwają prace wewnątrz, więc niby jesteśmy już na końcowym etapie. Ale jednak czeka nas jeszcze załatwienie wielu trudnych spraw urzędowych na poziomie Ministerstwa Zdrowia. Wierzę, że praca, jaką wkładamy w ten projekt od wielu, nie pójdzie na marne... To musi się udać. Klinika musi wreszcie zacząć działać!
Dużo pani pracuje, udziela społecznie, opiekuje się córkami. Co w pani życiu jest luksusem?
E.B.: - Ja nie potrzebuję do szczęścia wiele - potrafię obejść się bez wielu rzeczy. Ale autentyczną radość czuję dopiero, gdy jest obok mnie drugi człowiek. Postrzegam świat przez drugiego człowieka i to właśnie z kontaktów międzyludzkich biorę napęd do życia.
I to jest luksus?
E.B.: - Potrafię czerpać radość z małych rzeczy, z których składa się ludzkie życie. Dobrych emocji dostarcza mi też obserwowanie, jak dorasta i zmienia się moja córka. Mania ma już 16 i pół roku - to prawie dorosła kobieta. Teraz zdaje do liceum, co wywołuje w nas obu ogromne emocje, a co dalej - zobaczymy...
Połknęła aktorskiego bakcyla?
E.B.: - Ma wiele zapału. Trochę pisze, gra na gitarze, śpiewa ze mną w recitalu "Nawet gdy wichura...". Zagrała w filmie "Historia Kowalskich". Jest na etapie wyboru swojej drogi życiowej. Sprawdza, co najbardziej jej odpowiada. Wie, czego robić nie chce - żadnych studiów z naukami ścisłymi. Zdaje do klasy humanistycznej z rozszerzonym językiem angielskim i hiszpańskim.
Jak ważne jest dla pani poczucie, że nie jest pani sama?
E.B.: - Nie jest tak, że potrzebuję samotności i na skutek dramatycznych wydarzeń w swoim życiu odizolowałam się od świata. Zawsze dużo czerpałam z innych ludzi i wierzę w wymianę energii. Bezcennymi cechami są dla mnie odpowiedzialność i lojalność. I właśnie takimi ludźmi chciałabym się otaczać.
Rozmawiała: Ewa Marczyńska
nr 24