Bogumiła Wander i Krzysztof Baranowski: O tajemnym ślubie nie wiedziały nawet ich dzieci!
Połączyła ich namiętna miłość, ale Bogumiła Wander (72 l.) i Krzysztof Baranowski (77 l.) musieli czekać wiele lat, by wreszcie móc być razem.
Bogumiła Wander pierwszy raz zwróciła uwagę na żeglarza w czerwcu 1973 r., gdy zrobiło się głośno o jego samotnym rejsie jachtem Polonez dookoła świata.
W telewizji przy kawie wraz z koleżankami rozmawiały o tym wyczynie, podziwiając odważnego i przystojnego kapitana. On znał ją ze srebrnego ekranu i zachwycał się jej urodą.
Do ich spotkania doszło w 1979 r., gdy pan Krzysztof zaczął współpracę z telewizją. Oboje mieli już ułożone życie: 36-letnia Wander od 1970 r. była żoną Zbigniewa Żołędziowskiego.
Gdy kapitan kończył rejs dookoła świata, ona rodziła syna Marka. Z kolei rodzinę 41-letniego Baranowskiego tworzyła żona Ewa i dwoje dzieci: 15-letni wówczas Jaś i 10-letnia Małgosia.
Kochać się na ulicy
Wzajemna fascynacja rodziła się powoli.
"Była najpiękniejszą kobietą w Polsce, jaką widziałem. Któregoś dnia spotkaliśmy się przy wyjściu i zaproponowałem, że podwiozę ją do domu, mitygowała się, ale ostatecznie wyraziła zgodę" - wspominał Baranowski w programie „Taka miłość się nie zdarza”.
Po kilku dniach prezenterka dostała na adres domowy list od Baranowskiego z Hiszpanii z podziękowaniem za tę rozmowę. Wkrótce pani Bogumiła wyjechała z mężem na trzy lata do Brukseli.
Wtedy pisali do siebie listy na poste restante. Gdy
wróciła do Polski w 1982 r., zadzwoniła do Krzysztofa, by mu podziękować
za jeden szczególnie piękny list, i zaczęli się spotykać.
To było namiętne, romantyczne uczucie, a jego temperaturę i
intensywność jeszcze podgrzewało to, że wydawało się, iż nie ma szans
na spełnienie.
"Mimo że go nie było miesiącami, to uczucie narastało.
Kiedyś mi powiedziała, że może się ze mną kochać nawet na ulicy. To było
coś jak na taką damę" - mówił.
Czytaj dalej na kolejnej stronie...
Ukrywali swój związek, ale nie mogli bez siebie żyć. Kiedy Krzysztof zadeklarował pod koniec lat 80., że się rozwiedzie, ona była przerażona, nie wyobrażała sobie, że może synowi zrujnować dzieciństwo, zburzyć dom.
Ale Baranowski wziął rozwód i czekał na ukochaną... aż 10 lat. To były burzliwe lata. Kapitan tułał się po Warszawie.
Najpierw mieszkał w wynajętym lokum, potem kupił małe mieszkanie na Ursynowie, by wreszcie zainwestować w działkę na Zaciszu, gdzie rozpoczęli budowę domu. Pani Bogumiła dojeżdżała tam, doglądała prac.
"Przez te 10 lat wcale nie byliśmy pewni, czy będziemy razem, nasza przyszłość była nieznana" - przyznaje Baranowski.
Prezenterka zamieszkała wreszcie z kapitanem, ale po jakimś czasie wróciła do męża.
"Byłem zaszokowany, biegałem po jej koleżankach, dopytywałem, dlaczego, co się stało. W złości postanowiłem się zemścić.
Po pierwsze, znowu wyruszyć w rejs, a po drugie, napisać o niej książkę, by ludzie zobaczyli, jaką jest perfidną gwiazdą z telewizji" - przyznał.
Ale gdy wrócił z kolejnego rejsu, czekała na niego.
Wreszcie też zdecydowała się na rozwód, ale mąż nie wyrażał zgody. Gdy jednak złożyła w sądzie papiery rozwodowe, poczuła się wolna. Już oficjalnie zaczęła się pokazywać w towarzystwie żeglarza.
"Straciłam piękny dom na Saskiej Kępie, w którym mieszkałam 25 lat, ale przy takim uczuciu sprawy materialne grały drugorzędną rolę" - wspomina prezenterka.
Była o ukochanego piekielnie zazdrosna, nie mógł nawet spojrzeć na inną kobietę, bo od razu robiła mu awanturę.
On żartował, że choć nie lubi heter, nie przeszkadzały mu te sceny zazdrości, a nawet mile łechtały męskie ego.
Czytaj dalej na kolejnej stronie...
Ślub w tajemnicy
O ich romansie długi czas wiedziało tylko bardzo wąskie grono znajomych.
"Nie było wówczas tabloidów, internetu, nie było paparazzich, którzy tropiliby każdy krok gwiazd. W sprawach obyczajowych panowała duża dyskrecja. Nikt im tego nie popsuł"- mówi o romansie Wander i Baranowskiego Katarzyna Dowbor.
Zamieszkali razem w 2000 r., a kameralny ślub wzięli dopiero w 2005 r. Nawet ich dorosłe już dzieci nic nie wiedziały o ceremonii, byli na niej tylko zaprzyjaźnieni świadkowie.
Ona miała wówczas 62, on - 67 lat.
"Mogę mieszkać byle gdzie, tylko z Bogusią. Ale jak już z nią, to musi być to eleganckie miejsce" – śmieje się żeglarz.
Swój dom marzeń ostatecznie stworzyli w podwarszawskim Konstancinie.
Urządzony jest ze smakiem, pełen bibelotów, obrazów. I z pianinem, na którym Krzysztof
Baranowski grywa dla swojej żony. Chętnie zaglądają tutaj ich dzieci i wnuki.
"Jest nam ze sobą bardzo dobrze. Jesteśmy szczęśliwi" - deklarują zgodnie.
Źródło: Nostalgia 2016/2