Bogumiła Wander i Krzysztof Baranowski przeżyli dramatyczne chwile na oceanie!
Krzysztof Baranowski (80 l.) i Bogumiła Wander (74 l.) w towarzystwie przyjaciół wybrali się na wyjątkowe wakacje - rejs po Oceanie Atlantyckim. Miało być pięknie i przez większość czasu tak było. Lecz nie zabrakło też dramatycznych chwil...
Ich miłosna historia to gotowy scenariusz na film. Kiedy się w sobie zakochali, oboje byli w innych związkach. Lecz uczucie okazało się tak silne, że porzucili poprzednie życie i związali się ze sobą. I tak trwają razem już od lat.
W ciągu tego czasu zdarzały się im radośniejsze i bardziej przykre chwile. Do tych drugich zapewne należy moment, w którym zdali sobie sprawę, że ich środki finansowe znacznie się skurczyły. Wówczas musieli podjąć trudną decyzję o sprzedaży 280-metrowej willi w Konstancinie.
"Jestem bankrutem. Po latach ciężkiej pracy muszę sprzedać nasz dom w Konstancinie, bo nie jestem w stanie go utrzymać. Budowaliśmy go jeszcze w wieku produkcyjnym, przy niezłych zarobkach. Teraz dwie emerytury nie wystarczają na opłacenie rachunków. Czasem trafi się jakiś wykład motywacyjny, wtedy mamy dodatkowe pieniądze" - wyjawił w książce "Spowiedź kapitana" Krzysztof Baranowski.
Niezbyt przyjemne wspomnienia para ma także z ostatniego rejsu po Oceanie Atlantyckim. Było naprawdę groźnie! "Na wejściu do Cieśniny Gibraltarskiej był bardzo silny wiatr, musieliśmy więc zastosować nietypowy manewr: całodobowy dryf w oczekiwaniu aż sztorm się wydmucha" - opowiada "Faktowi" Baranowski.
Na szczęście wyprawa to nie tylko przykrości, zdecydowanie więcej było tych przyjemniejszych chwil. Zwłaszcza, że była to swego rodzaju sentymentalna podróż. Zorganizowali ją ludzie, z którymi mąż Wander płynął 30 lat temu.
"Zaprosili mnie, bo chcieli jeszcze raz popłynąć przez ocean ze starym kapitanem. Wtedy płynęliśmy dwa razy po cztery miesiące, teraz trwało to tylko tydzień. Popłynęliśmy z Lizbony przez Gibraltar do Malagi. Jako kapitan nie miałem prawa się wzruszać, bo muszę pilnować bezpieczeństwa, ale wszyscy byliśmy mocno poruszeni i polały się łzy" - wspomina Baranowski.
A to nie wszystko! Załoganci w wyjątkowy sposób zwracali się do jego ukochanej. "Wszyscy nazywali ją admirałową" - zdradza.
***
Zobacz więcej materiałów: