Bohdan Smoleń nie żyje. Zofia Czerwińska zdradza, co mogło przyczynić się do jego śmierci
Bohdan Smoleń (†69 l.) nie żyje. Jego śmierć to wielki cios dla bliskich, ale także ogromna strata dla wszystkich fanów. Jeszcze niedawno wydawało się, że satyryk wychodzi na prostą. Rzeczywistość okazała się inna.
Bohdan Smoleń przeżył wiele trudnych chwil w życiu, m.in. samobójczą śmierć syna Piotra, której w żaden sposób nie potrafił sobie wytłumaczyć. "Przykryłem ciało i czekałem na policję, wiedząc, że zadadzą mi mnóstwo pytań, na które nie znałem odpowiedzi" - wspominał.
To był dopiero początek dramatu. Niespełna rok później życie odebrała sobie także żona artysty. Nie wytrzymała psychicznie i zostawiła męża z dwoma synami: Maciej miał wówczas 17, a Bartłomiej 10 lat.
Teraz to oni opłakują zmarłego tatę. A jeszcze niedawno mieli nadzieję, że pokona on problemy zdrowotne. Wydawało się, że jego stan trochę się poprawił. Przydały się fundusze, które zebrali dla niego przyjaciele. W tym roku satyryk kilka razy trafił do szpitala. W październiku do mediów dotarły dobre wieści - zaczął lepiej mówić, a rehabilitacja przynosiła efekty.
Jednak organizm Bohdana Smolenia był aż zanadto wyniszczony. W przeszłości aktor przeszedł trzy udary, chorował też na raka i na gruźlicę. Wszczepiono mu także rozrusznik serca, zmagał się z zapaleniem płuc. Wiedział, że z jego zdrowiem nie jest najlepiej, ale nie potrafił sobie odmówić papierosów, które tak mu szkodziły.
"Prawdę mówiąc to zabiły go papierosy, bo nie wypuszczał ich z ust nawet w tamtym roku. Pod tym względem był nieprzejednany, bo nałogowcy nie są w stanie po prostu nie palić. A był po już drugim udarze, potem przyszedł trzeci..." - ocenia koleżanka satyryka, Zofia Czerwińska.
Wspomina też, jak wyglądała współpraca na planie "Świata według Kiepskich". Już wtedy widziała, że nie jest z nim dobrze.
"Na plan przyjeżdżał chory. Był już na wózku inwalidzkim, a potem siadał na jakimś stołeczku, tak było wymyślone, by mógł na siedząco grać" - opowiada aktorka.
Uwaga TVN/x-news