Bohdan Smoleń prosi o pomoc: Nie daję już rady
Bohdan Smoleń (66 l.) swojej fundacji wspierającej chore dzieci podporządkował całe życie. Teraz sam potrzebuje pomocy, bo jak mówi, nie ma już siły ani pieniędzy.
Pełen rzadkiej dziś delikatności, z dużym poczuciem humoru i dystansem do świata - taki na co dzień jest Bohdan Smoleń. Do tych cech można dodać jeszcze wrażliwość na ludzką krzywdę i chęć niesienia pomocy tym, którzy najbardziej jej potrzebują. W swojej posiadłości Baranówko niedaleko Poznania założył Fundację Stworzenia Pana Smolenia. Prowadzi ona zajęcia z hipoterapii dla malców z porażeniem mózgowym.
On sam też sporo przeszedł - w 1988 roku zginął tragicznie jego syn Piotr (†15). Rok później z rozpaczy samobójstwo popełniła żona. Pogrążony w bólu satyryk podupadł na zdrowiu.
Po dwóch udarach długo dochodził do siebie. Ostatnio kłopoty zdrowotne wróciły.
"Szybciej się męczę, a świat oglądam coraz częściej z perspektywy łóżka. Potrzebna mi pomoc, bo sam nie daję rady, a nie mogę patrzeć, jak to wszystko upada" - mówi w rozmowie z "Faktem", dodając, że nie chce zawieść swoich dzieciaków.
Fundacja ma spore kłopoty. Z powodu kryzysu wycofał się główny sponsor. Pieniądze na działalność pochodzą z 1 proc. podatku przekazywanego przez darczyńców i z oszczędności zgromadzonych przez satyryka. A pracuje on coraz mniej...
Ostatnio okazało się, że ośrodek wymaga remontu. Koszt prac szacuje się na 200 tys. zł. Skąd je wziąć? Pan Bohdan liczy na cud... Dwa razy już go doświadczył. Był na granicy śmierci i wygrał drugie życie.
Organizacja ma obecnie pod swoją opieką 70 dzieci, a miesięczne jej utrzymanie kosztuje 10 tys. zł.
"Dostaliśmy 30 tys. zł. Wszystkim bardzo dziękujemy, ale dla nas to jedynie trzy miesiące życia. A co dalej? Pomóżcie ludziska, bo to wszystko dla dzieci" - prosi Smoleń. Pomoc może być również w postaci siana dla koni lub wolontariatu.