Bosacka radzi, jak oszczędzać w święta. Nie wszystkim jednak może to wyjść na dobre...
Katarzyna Bosacka (50 l.), która lubi kreować się na specjalistkę nie tylko w dziedzinie dietetyki, lecz także oszczędzania, radzi Polakom, jak rozsądnie zaplanować święta, żeby zmieścić się w budżecie. Jest też element ryzyka...
Katarzyna Bosacka od kilku miesięcy podąża tropem inflacji, co nie jest łatwe, bo ta ostatnio w Polsce galopuje. Odkąd na początku roku Bosacka odtworzyła tak zwany koszyk Dudy z czasów kampanii prezydenckiej w 2015 roku i wyszło jej, że za te same produkty trzeba zapłacić o 82 proc. więcej, ceny jeszcze podskoczyły.
Bosacka regularnie ostrzega w mediach społecznościowych, żeby nie nabierać się na tak zwane promocje, które często opierają się na obniżeniu ceny kosztem wagi lub kubatury produktu i zaleca wszystko przeliczać na gramy.
Przed świętami zaś, jak było do przewidzenia, pochyliła się nad karpiem. Karp uchodzi w Polsce za tradycyjne danie wigilijne, jednak mało kto wie, że ta tradycja sięga zaledwie 1947 roku. Wtedy to minister przemysłu i handlu Hilary Minc wpadł na pomysł wypromowania karpia jako wigilijnej ryby.
W trudnej sytuacji powojennej, gdy Bałtyk usiany był minami i wrakami okrętów wojennych, a flota bałtycka zdziesiątkowana, połowy ryb morskich były ekstremalnie trudne. Karpia zaś można wyhodować w stawie, relatywnie szybko i niedrogo. I tak zaczęła się komunistyczna akcja „karp na każdym wigilijnym stole w Polsce”, która trwa do dziś.
Z czasem karp stał się ofiarą własnego PR-u i zaczął drożeć dosłownie w oczach. W ubiegłym roku kilogram tuszy kosztował 35-40 zł, a żywa ryba – 25 zł za kilogram. W tym roku, jak szacują analitycy rynkowi, ceny podskoczą o 5 do 10 złotych za kilogram.
A w miejscach szczególnie obleganych przez klientów, jeszcze więcej. Jak ujawniła Bosacka w „Dzień Dobry TVN”, w warszawskiej Hali Mirowskiej kilogram fileta z karpia już kosztuje 90 zł, w porównaniu do 65 zł w ubiegłym.
Co w takim razie radzi Bosacka? W programie śniadaniowym TVN-u wysunęła dość kontrowersyjną propozycję:
"Ja strasznie nie lubię narzekać, ale święta w tym roku będą kosztowały 1259 zł - tyle wyda statystyczny Polak. To 307 zł więcej niż w zeszłym roku. Kupmy po prostu mniej, bo zawsze kupujemy za dużo i potem zostaje. Po drugie zobaczmy, co mamy w kazamatach piwnic i lodówek. Odświeżmy weki z lat 80., zobaczmy, co jest w zamrażarkach i spiżarniach. Przecież niektóre rzeczy można jeszcze wykorzystać".
Bosacka najwyraźniej jest wyznawczynią teorii, że bez ryzyka nie ma zabawy. Więc rada od Pomponika: otwierając te weki sprzed 40 lat uważajmy po pierwsze, żeby nie wybuchły, bo sufit potem strasznie trudno doczyścić, a po drugie sprawdźmy zawczasu, gdzie jest najbliższy SOR.
Na szczęście kolejna propozycja Bosackiej jest łatwiejsza do przyjęcia. Mało tego, wiele osób praktykuje ją i bez rad specjalistki od żywienia:
"Nie wahajmy się w tym roku podzielić obowiązkami przy stole. Niech jedna ciocia przygotuje sałatkę jarzynową, druga - śledzia, a wujek - rybę po grecku".
Zaskoczyła Was tym rewolucyjnym pomysłem?
Zobacz też:
Katarzyna Bosacka sprawdziła, czym karmią Polaków w Katarze. Obraz nędzy i rozpaczy
Katarzyna Bosacka ma żal do Ralpha Kaminskiego: "Dlaczego???"
Bosacka radziła, jak kupić tani makaron. Fanka nie wytrzymała. Ale riposta!