Reklama
Reklama

Bronisław Komorowski: Nadrabiam stracony czas

Bronisław Komorowski (67 l.) udzielił wywiadu portalowi fakt24, w którym opowiedział o swoim obecnym życiu. Były prezydent, choć nadal jest aktywny zawodowo, dużo więcej czasu niż wcześniej poświęca swoim bliskim, szczególnie wnukom. Nie kryje jednak, że dzieci mają do niego pretensje. O co?

Bronisław Komorowski prowadzi założony przez siebie Instytut, którego celem jest wspieranie działań na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa w Polsce i w Europie w wymiarze politycznym, militarnym, gospodarczym oraz społecznym. Twierdzi, że przegrał starcie z Andrzejem Dudą, bo "nie uwodził, mówił prawdę i nie składał obietnic bez pokrycia, jak jego przeciwnik".

"Pan Duda wszystko obiecywał lub zapewniał, że da, a nie dał. Frankowiczom obiecał wiele, a zostali z kredytami i jeśli coś się w ich sytuacji zmieniło, to tylko dzięki wyrokowi europejskiego trybunału. Mieszkań dla młodych nie ma, a jedyny program, który jest realizowany, to mój - oparty na systemie dopłat do mieszkań" - mówi Komorowski.

Reklama

Podtrzymuje słowa, które wygłosił w kampanii prezydenckiej i za które był mocno atakowany. Gdy "przypadkowy" młody człowiek (później pracownik TVP) zapytał go, co trzeba zrobić, żeby za pracą nie wyjeżdżać do Anglii i kupić sobie w Polsce mieszkanie, Komorowski stwierdził, że "trzeba znaleźć dobrą pracę i wziąć kredyt".

Dzisiaj mówi to samo: "Trzeba pracować, oszczędzać, brać kredyt i być dzielnym w życiu", inaczej - jego zdaniem - niczego się nie osiągnie.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Pytany, jak obecnie wygląda jego życie, podkreśla, że w końcu ma czas dla bliskich. Gdy był czynnym politykiem, w domu bywał jedynie gościem. Zabrakło go podczas ważnych rodzinnych uroczystości. Do dziś dzieci (ma ich aż pięcioro) wypominają mu, że był tak zajęty, że ograniczał się często do pytania: "Co tam w szkole?". A problemów w jego wielodzietnej rodzinie było sporo.

Teraz, gdy prowadzi założony przez siebie Instytut, próbuje nadrabiać stracony czas, odbiera wnuki (ma ich aż sześcioro) ze szkoły i przedszkola, pływa z nimi łódką.

"Dzieciom czasu już na pewno nie zrekompensuję. Co do wnuków, mam nadzieję, że docenią, że mają dziadka więcej niż ich rodzice. Na szczęście dzieci, chociaż rzadko bywałem w domu, wyrosły na uczciwych ludzi, chętnie pomagają innym. Nie wywołały żadnego skandalu, co często jest zmorą polityków. Polityka ich nie zdemoralizowała" - mówi z dumą Komorowski.

Zdaje sobie jednak sprawę, że posiadanie ojca-prezydenta nie ułatwiało im życia. Opowiada anegdotę, jak jego córka - wówczas pracująca w Norwegii przy malowaniu płotów - została zaskoczona przez pracownika tamtejszego banku.

"Jedna z moich córek regularnie jeździła do pracy do Norwegii" - wspomina Komorowski.

"Malowała płoty, zarabiała jak inni studenci. Gdy chciała przesłać pieniądze do kraju, pracownik banku zażądał od niej wypełnienia ankiety antykorupcyjnej. Gdy padło pytanie, czy znasz jakiegoś polityka, i wpisała moje nazwisko, pognał z tym do szefa banku. A ten skomentował w jej obecności: 'Wiesz co, to ten twój stary cię nie rozpieszcza!'. Zawsze myślę o tym z dumą i wdzięcznością, że moje dzieci nie uległy złym pokusom towarzyszącym pozycji politycznej ich ojca".

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy