Burza po wpisach córki Wandy Warskiej i Andrzeja Kurylewicza. Poszło o pieniądze!
Gabi Kurylewicz, córka Wandy Warskiej i Andrzeja Kurylewicza, żąda, by każdy artysta, który pragnie oddać hołd jej zmarłemu ojcu i wykonać publicznie któryś z jego utworów, wpłacił na jej konto... 1000 złotych plus VAT. Muzycy rezygnują więc z wykonywania piosenek legendarnego jazzmana i nazywają sprawę nieporozumieniem.
O córce Warskiej i Kurylewicza zrobiło się głośno rok temu, gdy za pośrednictwem mediów społecznościowych zaapelowała o pomoc finansową na rehabilitację swojej matki Wandy Warskiej, która w 2016 roku doznała ciężkiego udaru i od tego czasu jest sparaliżowana.
Wpłynęło kilka tysięcy złotych, co Gabi Kurylewicz skrupulatnie odnotowała na Facebooku, podając nazwisko każdego darczyńcy i sumę, jaką wpłacił. Łatwo było się więc zorientować, kogo apel nie obszedł.
Później była sprawa podniesienia przez władze Warszawy czynszu Piwnicy Artystycznej Kurylewiczów, którą Gabi prowadzi na warszawskiej Starówce.
Ostatecznie sprawa jest w zawieszeniu. 2 marca kobieta napisała na Facebooku, że miasto nadal "szantażuje czynszem" i dodatkowo "nie przyznało piwnicy żadnej pomocy finansowej na wieczorki muzyki i poezji Kurylewicza".
"W ścianach pełno rur, a w środku zimno, bo w oknach nie ma szyb. Konserwator nigdy nie pozwalał nam zamontować. Więc mamy bąbelkową folię. I w ogóle mamy wszystko w głębokim... kontemplowaniu" - napisała. Teraz szykuje się kolejna afera - tym razem z udziałem muzyków.
Gabi Kurylewicz zażądała, by każdy, kto chce wykonać publicznie utwór Wandy Warskiej lub Andrzeja Kurylewicza, wpłacił na jej konto 1000 złotych plus VAT. Jeśli koncert składałby się z dziesięciu utworów, artysta musiałby wysupłać z portfela aż 10 tys. złotych, co jest abstrakcją.
"Niestety większość wykonań mojego ojca wykonywana jest w Polsce bez licencji. Postanowiłam wreszcie mówić o tym głośno. Bo to jest poważny problem moralny i estetyczny" - tłumaczy Gabi Kurylewicz i atakuje muzyków, m.in. Dominika Wanię i Leszka Możdżera (dawno dawno temu także wokalistkę Agę Zaryan) za bezprawne wykonywanie utworów Kurylewicza na koncertach.
"Leszek Możdżer gra 'Polskie drogi' na każdym swoim koncercie i nie płaci nam licencji, mimo moich interwencji, próśb, jego menedżerka nasze prawo własności traktuje nonszalancko, ale ja będę teraz mówiła głośno" - podkreśla córka muzyków.
Głos w sprawie w końcu postanowił zabrać sam Możdżer, tłumacząc, że ilekroć wykonywał wspomniany utwór Kurylewicza, organizator koncertu odprowadzał należne opłaty "organizacji zbiorowego zarządzania". Od paru lat, po telefonie córki, nie wykonuje jednak tego utworu.
"Swego czasu otrzymaliśmy od Gabrieli Kurylewicz telefon, że żąda ona za każdorazowe wykonanie tysiąc złotych + vat. Po tym telefonie zagrałem ten temat może ze dwa razy i za każdym razem zgłaszałem jej wykonanie i prosiłem o wystawienie faktury" - pisze muzyk w obszernym liście opublikowanym na Facebooku.
"Przepraszam Gabrielo, nie wiem, czy o tym wiesz, ale osobno przelewałem też pieniądze na leczenie twojej mamy. Co do nonszalanckiego traktowania przez menadżerkę to zapewne chodzi o to, że raz opłaciliśmy rachunek nie następnego dnia, ale dopiero kilka dni po jego otrzymaniu. (Gabriela Kurylewicz nie wystawia faktur, tylko rachunek). Gabriela żądała natychmiastowej płatności, a ja miałem wtedy na głowie festiwal Jazz Nad Odrą, codziennie wracałem do domu nad ranem i po prostu nie miałem czasu robić przelewów" - tłumaczy Możdżer.
Twierdzi, że jego menedżerka "zawsze rozmawiała z Gabrielą grzecznie i życzliwie", nie rozumie więc, skąd nagła zmiana tonu.
"To właśnie ze strony Gabrieli padają nonszalanckie zwroty o 'robieniu łaski' i o 'poszanowaniu własności prywatnej'. Ja osobiście przestałem wykonywać tę muzykę, bo jest zbyt droga. Powiedzmy sobie szczerze: Gabriela Kurylewicz żąda o wiele wyższych opłat niż te, które standardowo pobiera ZAIKS. Moim zdaniem jeżeli Gabriela Kurylewicz nadal będzie prowadzić taką politykę, to muzyka Andrzeja Kurylewicza zniknie, bo nikogo nie będzie stać na jej wykonywanie" - pisze Możdżer, nakreślając absurd całej sytuacji.
"Podkreślam: jeżeli ktoś z Państwa chciałby wykonać jakiś utwór Kurylewicza na swoim koncercie to musi opłacić licencję u Gabrieli Kurylewicz. Jak mają sobie na to pozwolić młodzi muzycy, którzy dostają czasami 500 albo 700 złotych za koncert? Ja sam mam rodzinę na utrzymaniu i nie mogę płacić za każdy wykonywany utwór takich pieniędzy. Nawet organizatorów na to nie stać!
Jako ciekawostkę przytoczę sytuację, że raz organizator zapragnął, żebym wykonał na koncercie temat 'Polskie Drogi’, ale kiedy dowiedział się, że trzeba za niego zapłacić 1000 złotych netto to wolał z niego zrezygnować. (...) Wiem, że Gabriela Kurylewicz ma różne stawki, inna cena jest za wykonanie solo, inna za większe składy, osobną opłatę trzeba też uiścić za wypożyczenie nut. Wszystkiego dowiecie się bezpośrednio u Gabrieli, niestety nie znam cennika, bo zrezygnowałem całkowicie z wykonywania muzyki Andrzeja Kurylewicza" - kończy gorzko Możdżer.
W swoim najnowszym wpisie Gabi Kurylewicz zarzuca Filharmonii Łódzkiej, że organizuje nielegalny koncert z muzyką jej ojca. Utwory wykonywać ma Dominik Wania. Na post zareagował Tomasz Bęben, dyrektor Filharmonii Łódzkiej.
"Jestem totalnie zaskoczony i chcę zrozumieć przyczynę takiego wpisu" - pisze.
"Nikt się do mnie nie zwracał z propozycją umowy licencyjnej i nawet nie informował mnie o koncercie" - odpowiada Gabi Kurylewicz.
Po ostrej wymianie zdań dyrektor Filharmonii Łódzkiej zapewnia w końcu, że dopełni formalności i ureguluje wszelkie powinności:
"Spróbuję podjąć kontakt, by wyjaśnić nieporozumienie. Wiele wskazuje na to, że nie dopełniliśmy powinności. Dopełnimy. Zapewniam".
Warto dodać, że Gabi Kurylewicz ograniczyła pośrednictwo ZAiKS-u, bo - jak pisze - "nie sprawdzało się" i sama "licencjonuje" wykonania koncertowe, nagrania i aranżacje. Jako pianistka wykonuje utwory ojca w Piwnicy Artystycznej Kurylewiczów. Obecnie to jedno z niewielu miejsc, gdzie można posłuchać na żywo twórczości Andrzeja Kurylewicza i Wandy Warskiej.
Aktualizacja
Koncert Dominika Wani w Filharmonii Łódzkiej nie odbędzie się.
"Dyrekcja FŁ nie zapłaci, a koncert został zdjęty z afisza. Przy okazji zdjęte zostały również nielegalne reklamy" - informuje Gabi Kurylewicz na Facebooku.
***
Zobacz więcej materiałów: