Był aktorem, który wstąpił do seminarium. Habit nie przeszkodził mu grać w filmach i serialach
Zmarły w 2019 roku Kazimierz Orzechowski – jedyny w Polsce aktor, który został księdzem i po święceniach kapłańskich nadal grał w filmach i serialach – wyznał w jednym z ostatnich wywiadów, że „rolę swojego życia” zawdzięcza... prymasowi Wyszyńskiemu. „Dzięki niemu zostałem księdzem i zacząłem grać księży” - żartował. Powód wstąpienia aktora do seminarium dopiero niedawno wyszedł na jaw.
Ksiądz Leski ze "Złotopolskich", ksiądz Mościcki z "Awantury o Basię", ksiądz Kazimierz z "W labiryncie" i ksiądz z "Człowieka z żelaza" - to jedynie kilka z mnóstwa ról, jakie Kazimierz Orzechowski zagrał w habicie.
"Jestem aktorem, z którym kostiumolodzy nie mają żadnego problemu. Zazwyczaj gram w tym, w czym chodzę na co dzień" - żartował w rozmowie z "Echem Dnia".
"Nie ma chyba w Europie drugiego takiego aktora, który został księdzem i nie przestał być aktorem. Czasami sam nie wiem, kim jestem. Czy jestem aktorem grającym księdza na scenie życia, czy księdzem bawiącym się w aktorstwo?" - zastanawiał się głośno.
Kazimierz Orzechowski od dziecka marzył, by zostać aktorem. Zanim w 1952 roku ukończył łódzką szkołę teatralną, przez trzy lata studiował aktorstwo w Krakowie. Od początku studiów występował na scenie i naprawdę dobrze sobie radził.
"Teatrem zaraził mnie zaraz po wojnie kuzyn Iwo Gall. Ile miałem lat, jak do niego poszedłem? Może szesnaście. Gall to była wielka postać, chciałem być jak on" - wspominał w reportażu radiowym, który dla Programu I Polskiego Radia zrealizowała Irena Piłatowska.
Po studiach Kazimierz od razu został rzucony na głęboką wodę. Grał u boku Niny Andrycz, która nazywała go "pięknym Kaziem", występował na scenach Starego Teatru w Krakowie i Teatru Polskiego w Warszawie.
"Z powodu urody dostawałem role amancików. A mnie ciągnęło do ról charakterystycznych. Amant to nudne indywiduum, nie ma co grać" - opowiadał w filmie dokumentalnym "Doświadczanie miłości".
Na przełomie lat 50. i 60. do Kazimierza wzdychało mnóstwo kobiet, ale żadna nie miała u niego szans. Tajemnicą poliszynela było, że aktor jest do szaleństwa zakochany w... koledze. Jerzy Nasierowski, bo o nim mowa, dopiero niedawno potwierdził, że był obiektem westchnień "pięknego Kazia".
"Podkochiwał się we mnie, a gdy go odrzuciłem, został księdzem" - powiedział "Gazecie Wyborczej".
To, że Kazimierz przeżywa wielki miłosny zawód, doskonale wiedzieli jego najbliżsi przyjaciele. Jeden z nich, aktor Stanisław Jasiukiewicz, przez wiele miesięcy przekonywał go, by wyrzucił Nasierowskiego ze swego serca i zapomniał o nim.
"Staszek, jako człowiek głęboko wierzący, doprowadził mnie do Pana Boga" - wyznał ks. Orzechowski pod koniec życia w rozmowie z reporterką Polskiego Radia.
"Najpierw do kościoła Sióstr Wizytek. Był czerwiec 1959 roku, gdy podczas mszy w kościele Sióstr Wizytek, słuchając kazania, w pewnym momencie zobaczyłem, że palec księdza zmierza w moją stronę wraz ze słowami: "Ty też zostawisz wszystko i pójdziesz za Chrystusem". I stało się" - wspominał w filmie "Doświadczanie miłości".
Decyzję o wstąpieniu do seminarium Kazimierz Orzechowski podjął w jednej chwili. Okazało się jednak, że wcale go tam nie chcą, uważając, że to chwilowy kaprys aktora. Kazimierz nie chciał dać za wygraną i dzięki wstawiennictwu kardynała Stefana Wyszyńskiego, w końcu został przyjęty. W dniu, w którym dowiedział się, że drzwi do Seminarium Duchownego w Gnieźnie stoją przed nim otworem, miał zacząć w Teatrze Polskim próby do "Kandyda". Odwołał swój udział w przedstawieniu...
"Tak chciał Bóg" - powiedział później w wywiadzie.
9 czerwca 1968 roku Kazimierz Orzechowski przyjął święcenia kapłańskie w archikatedrze warszawskiej z rąk prymasa Wyszyńskiego, a miesiąc później odprawił mszę prymicyjną w Krakowie, stojąc przy ołtarzu u boku kardynała Karola Wojtyły.
W 1969 roku prymas Wyszyński uczynił ks. Kazimierza duszpasterzem... aktorów i pozwolił mu kontynuować karierę pod warunkiem, że zawsze będzie grał w habicie. Na pierwszą rolę po święceniach Orzechowski czekał aż dziesięć lat - zagrał ją w "Pannach z Wilka" Andrzeja Wajdy. Wajda ponoć zwrócił się do autora "Panien...", Jarosława Iwaszkiewicza, by specjalnie dla ks. Kazimierza dopisał rolę księdza.
"Wiele lat później, kiedy Iwaszkiewicz umierał w szpitalu, byłem go wyspowiadać. Wtedy powiedziałem mu, że jako aktor grałem w jego pierwszym filmie, a teraz, jako ksiądz gram w ostatnim" - opowiadał Orzechowski w rozmowie z "Dziennikiem Polskim".
Ks. Kazimierz Orzechowski przez ponad cztery dekady był jednocześnie aktorem i księdzem. Jesień życia spędził w Domu Aktora Weterana w Skolimowie. Był i pensjonariuszem, i kapelanem, i spowiednikiem innych mieszkańców ośrodka dla emerytowanych gwiazd.
"Choć tu prawie wszyscy jesteśmy głusi i nawet gdybym zamiast kazania policzył do trzydziestu, to i tak bym usłyszał: "Kaziu, jak pięknie powiedziałeś!" - wyznał "Dziennikowi Polskiemu".
Po zakończeniu zdjęć do "Złotopolskich" (serial realizowano do końca 2010 roku) ks. Kazimierz Orzechowski uznał, że ostatnie lata swojego życia poświęci wyłącznie kapłaństwu. Miał 90 lat, gdy 4 sierpnia 2019 roku zmarł w swoim pokoju w domu w Skolimowie.
"Człowiek legenda. Kochany kolega. Przyjaciel. Cudowna, niepowtarzalna postać" - napisał o nim Witold Sadowy w nekrologu opublikowanym na łamach internetowej "Encyklopedii Teatru Polskiego".
To, że zdecydował się zostać kapłanem, bo przeżył nieszczęśliwą miłość do innego mężczyzny, było najpilniej strzeżonym sekretem ks. Kazimierza Orzechowskiego. Dopiero gdy odszedł, Jerzy Nasierowski obwieścił na łamach "Gazety Wyborczej", że to on złamał mu serce.
Zobacz też:
W Domu Artystów w Skolimowie zamieszkali uchodźcy uciekający przed wojną!
Byli wielkimi gwiazdami, teraz mieszkają wspólnie. Kto spędza aktorską emeryturę w Skolimowie?
To tu mieszkają polskie gwiazdy na emeryturze. Każdy pokój jest inny!