Był jedynym mężczyzną, któremu prasowała koszule. Karel do dziś żałuje, że od niego uciekła
O względy Ireny Karel zabiegało na przełomie lat 60. i 70. wielu wpływowych mężczyzn, ale aktorka unikała romansów. Mówiła w wywiadach, że czeka na kogoś, kto warty będzie wielkiej miłości. "Miłostki mnie nie interesują" - twierdziła. W końcu poznała operatora Zygmunta Samosiuka, który gotów był uchylić jej nieba. Niestety, nie był w stanie zrezygnować dla ukochanej z codziennego sięgania po procenty.
Irena Karel była już wielką gwiazdą polskiego kina, gdy na początku 1970 roku poznała Zygmunta Somosiuka.
"Był jedynym mężczyzną, którego kochałam i któremu prasowałam koszule" - wspominała po latach, opowiadając o nieżyjącym mężu podczas poświęconego jego twórczości "Wieczoru pamięci" zorganizowanego przez Stowarzyszenie Filmowców Polskich.
Miała 27 lat i właśnie skończyła pracę na planach "Pana Wołodyjowskiego" i "Rzeczpospolitej babskiej", gdy pewnego dnia odebrała telefon z informacją, że Edward Żebrowski planuje przenieść na mały ekran nowelę Jarosława Iwaszkiewicza "Dzień listopadowy" i widziałby ją w jednej z głównych ról.
W pierwszej chwili odmówiła, bo chciała trochę odpocząć. Dopiero gdy dowiedziała się, że miałaby zagrać u boku Hanny Skarżanki i Leszka Herdegena, których uwielbiała, zgodziła się przyjść na tzw. oswojenie, jak nazywano w tamtych czasach pierwsze spotkanie obsady z twórcami filmu.
Irena Karel dobrze wiedziała, co zrobić, by wyglądać jak milion dolarów - podkręciła włosy, umalowała się mocniej niż zwykle, włożyła sukienkę podkreślającą jej wdzięki. O wyznaczonej godzinie stawiła się w siedzibie Zespołu Filmowego Tor. Na miejscu był już – oprócz reżysera – młody operator Zygmunt Samosiuk.
"On się w niej z miejsca śmiertelnie zakochał. Stracił dla swojej księżniczki głowę, wszystko rzucił i całkowicie się jej poddał" - napisał po śmierci Samosiuka jego przyjaciel, Kazimierz Kutz.
Tak się złożyło, że Irena - tuż przed tym, jak poznała swego przyszłego męża – dostała przydział na 28-metrowe mieszkanie.
"Zaprosiłam całą ekipę naszego filmu na parapetówkę. Wszyscy przyszli. Tylko Zygmunt nie przyszedł" – opowiadała aktorka.
"To znaczy przyszedł, ale następnego dnia. Z telewizorem pod pachą" - dodała, wspominając tamten dzień podczas "Wieczoru poświęconego twórczości Zygmunta Samosiuka".
Nie wiadomo, kto poinformował operatora, że Irena uwielbia piłkę nożną. Faktem jest, że przytaszczył do niej ze sobą odbiornik, bo tego popołudnia akurat transmitowany miał być finałowy mecz odbywającego się w Meksyku mundialu.
"Stoi z tym telewizorem w drzwiach i mówi: 'Ja będę nieszczęśliwy, jak pani tego meczu, co ma być dzisiaj, nie obejrzy. Nawet się zmuszę i też obejrzę, jak mnie pani wpuści'. Wpuściłam. I już został" - opowiadała Irena Karel.
Po prawie czterech latach życia w konkubinacie Irena i Zygmunt zdecydowali się zalegalizować swój związek. Karel co prawda wahała się, czy to dobry pomysł, bo jej ukochany znany był ze swej wielkiej słabości do mocnych trunków, ale kochała go tak bardzo, że postanowiła zaryzykować.
Oboje pracowali na pełnych obrotach – ona grała rolę za rolą, on kręcił film za filmem. W pewnym momencie aktorka chciała zrobić sobie przerwę w karierze, bo jej marzeniem było zostanie mamą. Jej mąż uważał, że mają jeszcze czas na powiększenie rodziny i na razie powinni się skupiać na pracy. Niestety, mimo że obiecał, iż podejmie próbę zapanowania nad swoimi słabościami, nie śpieszył się z realizacją tej obietnicy.
Wszyscy znajomi państwa Samosiuków wiedzieli, że za zamkniętymi drzwiami ich domu często dochodzi do awantur. Małżonkowie wiele razy odchodzili od siebie, ale zawsze wracali, wierząc, że jednak uda się im pokonać kryzys zżerający ich związek. Tak naprawdę nie wyobrażali sobie życia bez siebie, choć z dnia na dzień stawało się ono coraz trudniejsze.
Pewnego dnia Irena Karel uznała, że musi dać mężowi nauczkę. Dostała akurat propozycję wyjazdu do Ameryki na gościnne występy, myślała, że rozłąka z Zygmuntem dobrze zrobi ich małżeństwu. Tymczasem podczas jej nieobecności Samosiuk jeszcze bardziej oddał się swoim słabościom.
Był 24 listopada 1983 roku, gdy przebywająca w Stanach aktorka dostała wiadomość, że została wdową. Nagła śmierć Zygmunta była dla Ireny ciosem prosto w serce. Wyrzucała sobie, że nie było jej przy nim, kiedy jej potrzebował. Latami cierpiała, była przekonana, że jej ukochany żyłby, gdyby nie uciekła od niego za ocean.
Irena Karel po śmierci męża na pół dekady wycofała się z życia publicznego. Przed kamerę wróciła dopiero w 1988 roku, ale nigdy już nie odzyskała na tzw. rynku pozycji, jaką miała w przeszłości. Nigdy też nie otworzyła swojego serca przez żadnym mężczyzną. Do dziś twierdzi, że Zygmunt był największą i jedyną miłością jej życia.
Źródła:
1. Film dokumentalny o Z. Samosiuku „Niezależna Republika Samosiuk”, TVP2, maj 2012
2. Rozmowa z I. Karel podczas „Wieczoru poświęconego twórczości Zygmunta Samosiuka”, SFP.org.pl (kwiecień 2024)
3. Książka K. Kutza „Będzie skandal. Autoportret”, wyd. 2019
Zobacz też:
Znana aktorka odrzuciła zaloty Seweryna. Romansowała wtedy z gwiazdorem
Miał trzy żony i wiele kochanek. Jerzy Gruza zasłynął nie tylko z filmów, ale także romansów