Był wielką gwiazdą koszykówki. Poświęcił karierę, by skupić się na... piciu
Jeszcze kilkanaście lat temu Wiktor Grudziński (45 l.) był jednym z filarów reprezentacji Polski w koszykówce. Niewielu fanów wiedziało, że znakomity zawodnik – wychowanek i duma pierwszoligowej Spójni Stargard – jest uzależniony od alkoholu. Dopiero kilka miesięcy temu przyznał, że wódka zrujnowała mu karierę i życie... „Przechlałem całą karierę” - stwierdził.
Kiedy w czerwcu 2014 roku 36-letni wówczas Wiktor Grudziński zdecydował się oficjalnie zakończyć karierę sportową, by poświęcić się pracy trenera, nie przyznał się, że jest chory. Dopiero niedawno, goszcząc w podkaście Marka Sekielskiego "Sekielski o nałogach", wyznał, że jest alkoholikiem i zaledwie trzy i pół roku temu udało mu się dzięki terapii wyjść z uzależnienia.
"Koszykówka była moją wielką miłością, ale w pewnym momencie zaczęła mi... przeszkadzać w piciu" - powiedział, tłumacząc dlaczego zrezygnował z gry.
Wiktor Grudziński nie kryje, że zdarzało mu się wpadać w kilkudniowe cugi alkoholowe, pić nawet za kierownicą...
"Od samego początku było mi jakość tak... po drodze z alkoholem. Gdy mama zmarła, ja się kompletnie pogubiłem. Poleciałem bardzo mocno" - wspominał w programie "Sekielski o nałogach".
Tuż przed swymi dwudziestymi urodzinami Wiktor ożenił się ze swoją pierwszą wielką miłością - dziewczyną, z którą zaczął się spotykać, gdy byli jeszcze w podstawówce, a wkrótce po ślubie został ojcem. Dostał się też do świetnej drużyny - ówczesny trener Spójni Stargard dał Grudzińskiemu szansę i zaprosił do swojego teamu.
"Przestałem wtedy na chwilę pić, ale ani się obejrzałem, wróciłem do tego. Uzależnienie cały czas się rozkręcało. Kariera też..." - opowiadał Markowi Sekielskiemu i dodał, że w pewnym momencie po prostu stracił władzę nad sobą.
Mimo że Wiktor odnosił sukcesy jako sportowiec, przegrał życie. Odeszła od niego żona, stracił prawo jazdy, ma nawet na koncie wyrok za nielegalną wycinkę drzew...
"Picie wymknęło mi się spod kontroli. Najpierw piłem tak, żeby nie było tego po mnie widać, w końcu uzależniłem się tak bardzo, że nie wyobrażałem sobie funkcjonowania bez alkoholu" - wyznał.
Tuż przed zakończeniem kariery, Wiktor otworzył w Stargardzie razem z bratem sklep... monopolowy i kilka barów sezonowych. Mówi, że wpadł jak śliwka w kompot.
"Szedłem sobie po prostu do naszego sklepu i brałem z półki to, na co akurat miałem ochotę" - wspomina.
Pewnego dnia po całonocnym piciu Wiktor Grudziński siadł za kierownicą swojego samochodu, by pojechać do pracy.
"Złapała mnie policja. Wydmuchałem 0,6 promila. Zabrano mi prawo jazdy i wtedy, wiedząc że i tak nie mogę prowadzić, zacząłem pić także w ciągu dnia. Poszedłem jeszcze głębiej w uzależnienie" - powiedział w programie Sekielskiego.
Nawet odejście żony nie podziałało na byłego koszykarza otrzeźwiająco. Przeciwnie, gdy został sam, nie miał już żadnych hamulców. Praktycznie nie trzeźwiał. Stracił wtedy posadę pierwszego trenera Spójni Stargard, ale i to nie zrobiło na nim wrażenia.
"W pewnym momencie zostałem bez niczego" - mówi.
Kilka lat temu siostra i szwagier namówili Wiktora, by poszedł na terapię w zamkniętym ośrodku dla uzależnionych. Pierwsza terapia nic nie dała. Dziesięć dni po jej zakończeniu znów pił. Uciekł wtedy ze Stargardu do Szczecina i, aby się utrzymać i mieć za co pić, podjął pracę taksówkarza, co tylko spotęgowało jego frustrację.
"Zacząłem pić w samochodzie, za kierownicą. Woziłem ludzi... pijany" - przyznał podczas rozmowy z Markiem Sekielskim.
W końcu Wiktor Grudziński odkrył, wyrzucając pewnego ranka śmieci, że opróżnił w jednym tygodniowym ciągu aż sto "małpek".
"Miałem tak niewyobrażalny ból psychiczny i fizyczny po tym cugu, że postanowiłem zawalczyć o siebie. Z własnej nieprzymuszonej woli poszedłem na terapię. Ale nie przestałem pić i zaliczałem kolejne wpadki" - opowiada.
"W końcu się zaszyłem. Po pewnym czasie doszedłem do siebie, zaczęło mi się jakoś układać. Uwierzyłem, że mogę na nowo zacząć normalnie żyć" - dodaje.
Minęły już prawie cztery lata od chwili, gdy Wiktor Grudziński po raz ostatni sięgnął po alkohol. Były koszykarz twierdzi, że czuje się fenomenalnie i ma wreszcie siłę, by spełniać swoje marzenia i być dobrym ojcem (ma 24-letniego syna i 16-letnią córkę).
"To wspaniałe uczucie być trzeźwym" - mówi.
Dlaczego zdecydował się opowiedzieć o swojej chorobie?
"Z jednej strony miałem potrzebę uzewnętrznienia się, wyrzucenia z siebie wszystkich wstydliwych rzeczy, które mnie krępowały i dusiły. (...) Jednocześnie decydując się na rozmowę z Markiem Sekielskim, miałem nadzieję, że być może będzie ona przestrogą dla tych, którzy widzą, że alkoholu w ich życiu jest coraz więcej. Że kiedy pojawiają się problemy, to zamiast je rozwiązywać, sięgają po znieczulacz i liczą, że wszystko, co złe, zniknie samo" - powiedział "Gazecie".
Zobacz też:
Meghan Markle oskarżała rodzinę królewską o uprzedzenia rasowe. Teraz to Harry musi się tłumaczyć