Były zwycięzca "Jeden z dziesięciu" zaatakował fanów Artura Baranowskiego. Naraził się na kpiny
Sztandarowy program TVP "Jeden z dziesięciu" dawno już nie budził tak ogromnych emocji, jak w ostatnich kilku dniach. Powodem ogólnopolskiego zamieszania jest Artur Baranowski, który posmakował zwycięstwa w niedawnym odcinku i jednocześnie pobił punktowy rekord. Z miejsca uczyniło to z niego wielką gwiazdę i sprowadziło zainteresowanie mediów. Teraz o sprawie postanowił wypowiedzieć się Wiktor Strzelczyk, który w przeszłości również wygrał w teleturnieju.
"Jeden z dziesięciu" jest jednym z najdłużej emitowanych bez przerw programów w polskiej telewizji. Nawet najstarsi fani teleturnieju prowadzonego przez Tadeusza Sznuka nie pamiętają jednak drugiej takiej sytuacji jak ta związana z Arturem Baranowskim. 28-letni uczestnik wykonał fenomenalną robotę i odpowiedział na wszystkie (!) zadane mu pytania. To błyskawicznie uczyniło z niego gwiazdę i zapewniło ogólnopolską rozpoznawalność. Problem w tym, że zwycięzca "Jeden z dziesięciu" nieszczególnie pali się do tej sławy.
Polacy stanęli murem za Arturem Baranowskim nie tylko dlatego, że zrobił na nich tak ogromne wrażenie swoją wiedzą. Wiele osób dodatkowo szczerze mu współczuje, ponieważ rekordziście nie udało się dojechać na piątkowy wielki finał. Wielu widzów poczuło się oszukanych, bo TVP aż do samego odcinka nie ujawniło wieści o nieobecności Baranowskiego w programie.
Jednocześnie uważają też, że publiczny nadawca powinien był załatwić sprawę w taki sposób, by najważniejszy ze wszystkich zwycięzców tej edycji mógł powalczyć o główną wygraną. Burza w sieci wybuchła z ogromną mocą, więc producent "Jeden z dziesięciu" ostatecznie poczuł się w obowiązku odpowiedzieć na pretensje fanów:
"Ogromnie żałujemy, że pan Artur Baranowski, który zdobył w 19. odcinku 140. edycji programu "Jeden z dziesięciu" rekordowe 803 punkty, nie pojawił się na nagraniu Wielskiego Finału 140. edycji programu. O swojej nieobecności poinformował nas telefonicznie w dniu nagrania. Wszyscy zawodnicy są informowani, że w przypadku niestawienia się na nagranie, tracą możliwość uczestnictwa w Wielkim Finale. W prawie 30-letniej historii programu takie nagłe nieobecności miały miejsce wielokrotnie, choćby jesienią ubiegłego roku, kiedy również Wielki Finał 134. edycji został rozstrzygnięty wśród 9 zawodników" - czytamy w oświadczeniu Anny Brzywczy, prezeski zarządu Euromedia TV.
Podobne tłumaczenia nieszczególnie przekonały wielbicieli Artura Baranowskiego. To zaś ewidentnie zirytowało innego z byłym zwycięzców popularnego teleturnieju. Wiktor Strzelczyk również odwołał się do regulaminu i delikatnie wykpił pomysł z wysyłaniem helikoptera po (bądź co bądź) tylko jednego z dziesięciu uczestników: "W mediach społecznościowych piszą, że producent powinien przełożyć nagranie lub "wysłać helikopter". Ja przed swoimi nagraniami przyjeżdżałem do Lublina dzień wcześniej. To byłaby dla Pana Artura dobra inwestycja. Tak czy siak, jest gigantem" - stwierdził na Twitterze.
Ta opinia również nie spotkała się z jednoznacznie pozytywnym odzewem. Jeden z internautów wprost zakpił ze Strzelczyka: "Ale chyba rozumiesz tą subtelną różnicę, dlaczego nikt by się tego śmigłowca dla Ciebie nie domagał?". A wy jak się zapatrujecie na tę kwestię?
Zobacz też:
Wielkie poruszenie w rodzinnej miejscowości Artura Baranowskiego. Zaczynają się o niego martwić
Tyle wygrał rekordzista "Jeden z dziesięciu". Nie są to kokosy