Carrie Fisher nie żyje. Pogrążona w żałobie córka wydała oświadczenie
Billie Catherine Lourd (24 l.) z wielkim żalem zawiadomiła o śmierci swojej mamy, Carrie Fisher († 60 l.). Do końca czuwała przy łóżku rodzicielki. Miała nadzieję, że wróci do zdrowia. Tak się jednak niestety nie stało.
Wiadomość o śmierci Carrie Fisher była ogromnym szokiem. Aktorka, znana m.in. z roli księżniczki Lei w "Gwiezdnych wojnach", zmarła nagle w wieku zaledwie 60 lat. Kilka dni przed śmiercią przeszła rozległy zawał serca i niestety nie udało się jej uratować.
W życiu popełniała wiele błędów, do czego przyznawała się otwarcie. Nadużywała alkoholu i narkotyków. Cierpiała na zaburzenia psychiczne: zdiagnozowano u niej chorobę afektywną dwubiegunową. Jak sama opowiadała, dopiero uświadomienie sobie tego problemu i poddanie się leczeniu sprawiło, że mogła być dobrą matką, córką i przyjaciółką.
Teraz w żałobie pogrążyli się nie tylko fani, ale przede wszystkim rodzina zmarłej. Cierpi jej osierocona jedyna córka ze związku z agentem Bryanem Lourdem, Billie Catherine Lourd. To ona (za pośrednictwem swojego rzecznika) wydała oświadczenie i potwierdziła śmierć matki.
"Z głębokim smutkiem Billie Lourd potwierdza, że jej ukochana matka, Carrie Fisher, zmarła dziś o 8:55 rano. Była kochana przez świat i będziemy za nią niezmiernie tęsknić. Cała nasza rodzina dziękuje za wasze myśli i modlitwy" - można było wyczytać w piśmie z dnia 27 grudnia br.
Billie niemal bez ustanku czuwała przy szpitalnym łóżku mamy. Wiele jej zawdzięcza. To po niej odziedziczyła pasję do aktorstwa. Zagrała nawet epizod w "Gwiezdnych wojnach: Przebudzeniu mocy".
***
Zobacz więcej materiałów