Celińska: Nadal jestem alkoholiczką
Zaczęła pić, kiedy miała 36 lat. Była samotna, bez propozycji zawodowych. - W pewnym momencie nic bez alkoholu nie było możliwe, nawet zapięcie guzika - wspomina aktorka Stanisława Celińska (62 l.). Wyszła z nałogu dzięki wierze w Boga.
Mówi, że za jej alkoholizm odpowiada sukces, jaki przyszedł po "Krajobrazie po bitwie" Andrzeja Wajdy. - Wszyscy mówili, że jestem genialna i porównywali mnie do Moniki Vitti.
Chciała być najlepsza, pracowała bez wytchnienia, jednocześnie bała się, że nie spełnia oczekiwań. Ciągle podnosiła sobie poprzeczkę, ścigała się sama ze sobą. - Wierzyłam, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Myliłam się. Tak naprawdę byłam nadwrażliwa, szwankowało mi zdrowie, ale nie potrafiłam się przyznać do swoich słabości - wyznała w wywiadzie dla wortalu e.teatr.
Nie miała obok siebie nikogo bliskiego. W mężczyznach szukała ojca, którego straciła w wieku trzech lat [również pił; dzieciństwo aktorka spędziła z babcią - red]. Była zaborcza, zazdrosna. Wiedziała, że wszystko psuje, nie potrafiła jednak inaczej. Przestała być sobą na długie lata, zaczęła siebie nienawidzić, pić. Życie bez alkoholu straciło sens.
- W moim przypadku miłość to jest ciężka choroba i lepiej żebym już więcej na nią nie zapadała. Ja zakochania się boję, bo nie potrafię normalnie traktować mężczyzny, którego kocham - stwierdza.
Z nałogu pomogła wyjść jej... wiara w Boga. Kiedy kupowała kolejne piwo, doznała olśnienia: "Nie muszę tego robić" - pomyślała. Uwierzyła, że uda jej się przestać, "to było jak dotknięcie Najwyższego, jak w Kaplicy Sykstyńskiej". Zdobyła się na odwagę i przyznała sama przed sobą, że "jest alkoholiczką, szmatą, nikim".
- To był cud - mówi na łamach "Na żywo". - Zawsze byłam bardzo wierząca, tylko w pewnym momencie trochę się pogubiłam. Na początku nie chciałam nawet prosić Boga o pomoc, bo byłam przekonana, że sama doskonale sobie ze wszystkim poradzę. "Przecież ja nie mam problemu z alkoholem" - mówiłam, jak wszyscy alkoholicy.
- W pewnym momencie, kiedy zobaczyłam, jak wielkie spustoszenie zrobiłam w swoim życiu i życiu swoich dzieci, poszłam do kościoła. Błagałam Boga, by wziął mnie w opiekę. (...) Nie jestem dewotką, ale moje życie jest dowodem, że receptą na szczęście jest przestrzeganie Dekalogu. "Pismo Święte" to dla mnie księga życia.
Uważa siebie za alkoholiczkę, "bo alkoholikiem zostaje się do końca życia". - Ja nią nadal jestem - mówi.
Cytaty pochodzą z wywiadów opublikowanych na stronach wortalu e.teatr oraz teatry.art.pl.
Czytaj również: Jerzy Bończak o swoim alkoholizmie