Chciał zniszczyć Czesława Niemena. Niesłychane, do czego się posunął
Kazimierz Rudzki (†65) był wielkim autorytetem. Uchodził za pełnego sympatii dla artystów człowieka. Wielu z nich pomógł w karierze. Ale jednego chciał zniszczyć.
Ojciec Kazimierza był właścicielem firmy gramofonowej i wydawnictwa muzycznego przy ulicy Marszałkowskiej. Jego syn wkrótce po maturze w 1932 r. zaczął studia w warszawskiej Wyższej Szkole Handlowej. Dyplom uzyskał broniąc pracę "Przemysł muzyczny w Polsce".
Nie było w tym nic dziwnego, ponieważ do wybuchu wojny Kazimierz Rudzki pracował w rodzinnej Fabryce Płyt Gramofonowych. Ale od początku ciągnęło go ku teatrowi, w 1938 r. uzyskał tytuł reżysera w warszawskim Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej, a już po wojennej zawierusze rozwijał z sukcesem karierę aktora, konferansjera i pedagoga na wydziale estradowym w PWST.
Zapamiętano go jako wspaniałego dla tych dobrych, uczciwych i pracowitych. Ale, jak pisał Bohdan Mańkowski: "Dla tych, którzy go dobrze nie znali, był człowiekiem nieuczynnym, zimnym i niekoleżeńskim".
Za to przyjaciel, Henryk Rostworowski, stwierdzał wszem i wobec: "Kazimierz Rudzki to uosobienie prawości, szlachetności, prostolinijności i wierności w przyjaźni". Jak było naprawdę?
Bardzo liczne zainteresowania oraz talenty Rudzkiego sprawiły, że szybko wypracował sobie markę prawdziwego autorytetu w sprawach związanych z teatrem, aktorstwem, estradą i muzyką.
Nie zapomniał przecież nauk pobieranych jeszcze przed 1939 r. Liczono się z jego opinią. A ta mogła dopomóc komuś w karierze lub przeciwnie pogrążyć w artystycznym niebycie, a nawet w... nędzy.
Tak było w wypadku legendarnego, zbuntowanego i oryginalnego Czesława Niemena (sprawdź!).
Czytaj dalej na następnej stronie...
Pierwsze starcie nastąpiło w 1965 r. przed Państwową Komisją Weryfikacyjną. Dopuszczała ona artystów do występów i zarabiania za to pieniędzy, zgodnie z obowiązującymi wówczas stawkami.
Rudzki był jej szefem. Przepytywał wokalistę z wiedzy o teatrze, oceniając przy okazji, że ten... nie umie śpiewać. Dziennikarz muzyczny Dariusz Michalski, autor książki o Czesławie Niemenie, powiedział w dokumentalnym filmie Krzysztofa Magowskiego "Sen o Warszawie":
"Rudzki nienawidził Niemena, ilekroć mógł mu zrobić krzywdę, tylekroć to czynił".
Kiedy aktor zapytał piosenkarza o jego dziwaczny ubiór, ten odpowiedział, że "kostium ukrywa niedoskonałości ciała, trzeba się w nim czuć wygodnie".
Nie przekonało to legendarnego profesora szkoły teatralnej, który nadal drążył, dlaczego Niemen "nie ubiera się normalnie".
- Normalni jesteśmy nago. Czy mój kubraczek jest śmieszniejszy niż pańska muszka? - odparł muzyk.
Riposta się nie opłaciła. Rudzki uznał, że wokalista pozbawiony jest elementarnego wykształcenia i nie zasługuje na licencję, nie przyznał mu estradowej stawki "S", przez co Niemen długie lata śpiewał za amatorskie wynagrodzenie.
Obaj panowie ostatni raz spotkali się twarzą w twarz dziesięć lat później, w telewizyjnym programie "100 pytań do...", na trzy miesiące przed śmiercią Rudzkiego.
Tym razem Czesław był solidnie przygotowany z wiedzy na temat historii teatru. Tym bardziej że od dłuższego czasu współpracował ze sceną teatralną.
Profesor jednak nie zmienił swojego stosunku do muzyka. Nadal nie miał cienia sympatii czy zrozumienia dla jego twórczości. W pewnym momencie zapytał artystę, gdzie widzi się za dziesięć lat i od razu dodał: "Może pan sobie pozwolić na chwilę marzeń".
I choć Rudzki zrobił wiele, by Niemen miał pod górkę w realizacji zawodowych planów, jego talent i tak sprawił, że został legendą.