Ciąg dalszy afery z "chamem" w TVP. Dziennikarz Telewizji Polskiej w dużych tarapatach
Miłosz Kłeczek jest kolejnych dziennikarzem w TVP, wokół którego w ostatnich tygodniach zaroiło się od kontrowersji. Tym razem nie chodzi jednak o sprawy prywatne, lecz jego zachowanie w trakcie programu "Woronicza 17". Prowadzący pokłócił się na wizji z posłem opozycji i nazwał go nawet "chamem". Sprawa ma swój ciąg dalszy.
Kolejny tydzień, kolejny skandal w Telewizji Polskiej. Trudno zaprzeczyć, że na Woronicza nie mają ostatnio najlepszej passy. Najpierw ze stacji usunięci zostali Jarosław Jakimowcz i i Karolina Pajączkowska, potem wybuchł skandal wokół osoby Michała Adamczyka z "Wiadomości", a teraz media żyją gorącą kłótnią między prowadzącym "Woronicza 17" a jednym z zaproszonych gości. Główne role w najnowszej aferze odegrali dziennikarz Miłosz Kłeczek oraz poseł Paweł Bejda. A sprawa wciąż jest daleka od finału.
Nieprzyjemna wymiana zdań miała miejsce przy okazji niedzielnego programu publicystycznego "Woronicza 17" emitowanego na TVP Info. Ostatnio do stacji po dłuższej przerwie powrócili politycy należący do opozycji, ale natrafili tam na pewne nieprzewidziane problemy. Dziennikarze Telewizji Polskiej zaczęli bowiem stosować wobec niektórych pytań zasadę "Tak lub nie", wykluczając jakiekolwiek bardziej rozbudowane i zróżnicowane odpowiedzi.
Właśnie za pomocą tej metody Miłosz Kłeczek zapytał Pawła Bejdę o budzący olbrzymie kontrowersje film Agnieszki Holland. Zadane przez prowadzącego pytanie miało charakter tendencyjny, a w dodatku swoją formą wprost sugerowało właściwą odpowiedź. Trudno się więc dziwić zirytowaniu mężczyzny, choć wybrany dobór słów budzi zdecydowanie większe wątpliwości:
"To jest taka formuła jakbym zapytał pana czy przestał pan bić swoją żonę" - podkreślił Bejda, na co szybko z oburzeniem zareagował dziennikarz. - "Panie pośle, jest pan chamem. Wypraszam sobie tego rodzaju insynuacje. (...) Ja panu zadałem pytanie tak albo nie, więc proszę uważać, proszę się nie zagalopowywać".
Kłótnia gościa z prezenterem na tym się nie skończyła. Obaj zaczęli wzajemnie oskarżać się o "zagalopowanie". Bejda twierdził, że w rzeczywistości krytykował tylko formułę pytania, na co Kłeczek rozpoczął długą tyradę o standardach panujących w telewizji publicznej, które przez posła zostały rzekomo złamane. Na koniec zaś zagroził, że odbierze mu głos: "Nie ma pan prawa tego rodzaju insynuacji robić. Jeszcze raz panu mówię, proszę więcej się nie zagalopowywać. To jest moje ostatnie ostrzeżenie. Niech pan naprawdę uważa" - mówił podniesionym głosem coraz wyraźniej zirytowany dziennikarz.