Co się stało z Tadeuszem Drozdą? Czym dziś zajmuje się Dyżurny Satyryk Kraju?
Tadeusz Drozda (73 l.) kilka lat temu zniknął z telewizji. Satyryk, który przez 10 lat bawił Polaków programem „Śmiechu warte” nie ukrywa, że chciałby wrócić do show biznesu, chociaż, jak zaznacza „musiałoby się tam trochę pozmieniać”. Na razie poświęca czas rodzinie i występuje dla kameralnej publiczności.
Tadeusz Drozda w pamięci najwyraźniej zapisał się jako prowadzący programu „Śmiechu warte”. Program, w którym pokazywano zabawne filmiki, nadesłane przez widzów, był emitowany w latach 1994-2009. Drozda prowadził go przez 10 lat, do grudnia 2004, a następnie program przejęła Joanna Bartel.
Mało kto wie, że jeden z najlepiej rozpoznawalnych polskich satyryków jest z wykształcenia… elektrykiem. Tytuł inżyniera zdobył na Politechnice Wrocławskiej, jednak szybko wciągnął go kabaret. Drozda był współzałożycielem kabaretu Elita, a latach 70. rozpoczął współpracę z TVP.
Przez 5 lat na przełomie XX i XXI wieku prowadził w telewizji publicznej aż dwa programy. Oprócz „Śmiechu warte”, był gospodarzem utrzymanego w konwencji talk show programu „Herbatka u Tadka”. Jak chwalił się na swojej oficjalnej stronie internetowej:
Wszystko zmieniło się w 2005 roku. Jak wspominał Drozda w rozmowie z Podcastexem, ówczesna partia rządząca wprowadziła w publicznych mediach zmiany, z którymi nie mógł się pogodzić:
W 2008 roku Drozda na krótko powrócił jako „Dyżurny Satyryk Kraju”, a wkrótce potem wycofał się na emeryturę. Teraz nadrabia czas, którego, z powodu nawału obowiązków, nie mógł spędzać z rodziną. Jak wspominał z perspektywy czasu w rozmowie z tygodnikiem „Świat i Ludzie”:
Teraz spełnia się jako ojciec, dziadek i … rodzinny kucharz. Jak ujawnia:
W bieżącym miesiącu Drozga ma zaplanowany występ w Domu Kultuty w Łęczycy. Regularnie stara się wrzucać nowe filmiki na własny kanał na YouTube. Nie ukrywa, że marzy o powrocie do telewizji. Jak wyznał w rozmowie z Plejadą:
Zobacz też:
Magdalena Stępień kazała powtórzyć badania Oliwiera. Zdarzył się cud
Avril Lavigne w odważnej stylizacji zdobywa czerwony dywan. Punkowa księżniczka?
***