Reklama
Reklama

Co za sceny z udziałem Krzysztofa Stanowskiego. Musieli interweniować

Krzysztof Stanowski, w celu zwiększenia swoich zasięgów w mediach społecznościowych postanowił wybrać się na kontrowersyjny "Life Balance Congress". Dziennikarz miał zamiar demaskować występujących tam uzdrowicieli. Skończyło się kolejną aferą. Musiała interweniować policja, a na dziennikarza rzucono...urok.

Krzysztof Stanowski lubi gdy wokół jego osoby jest głośno. Ostatnio dziennikarz coraz rzadziej wypowiada się na tematy związane z piłką nożną. Porzucił sport na rzecz kolejnych dram rozkręcanych w social mediach, najczęściej kosztem kobiet, o czym miały okazje przekonać się Natalia Janoszek i Joanna Opozda.

Reklama

Fani Stanowskiego są zgodni i regularnie dają znać dziennikarzowi w komentarzach pod jego postami, że woleli gdy zajmował się piłką nożną niż samozwańczym demaskowaniem celebrytów. 

Stanowski rozkręca aferę na kongresie "Life Balance"

40-latek jednak nie odpuszcza, świat show biznesu pochłonął go na tyle, że w poszukiwaniu kolejnej sensacji postanowił wybrać się na kontrowersyjny kongres z równowagi życiowej "Life Balance Congress". Aferę udało się rozkręcić bardzo szybko. 

Krzysztof wybrał się m.in. na stoisko oferujące konchowanie uszu oraz inne zabiegi uzdrawiające. Postanowił także przedstawić widzom osoby trudniące się sprzedażą konopii czy "kamieni zdrowia". Obecni na zlocie energoterapeuci zostali przez niego posądzeni m.in. o szarlatanerię, poza tym podważał istnienie "czołowych instytutów naukowych" oraz skuteczność działania sprzedawanych tam amuletów.

Na Stanowskiego rzucono urok. Interweniowała policja

To jeszcze nic, Stanowski wziął sobie na cel zdemaskowanie jednego z obecnych na kongresie uzdrawiaczy. 40-latek otrzymał od jednego z fanów zgłoszenie, że ów mężczyzna ma być ścigany listem gończym, więc postanowił osobiście wezwać na miejsce funkcjonariuszy policji.

"To jest prawdziwa reporterska robota! Przyszliśmy niby na kongres Life Banace, tymczasem okazało się, że swoje stoisko ma tu słynny uzdrowiciel, pan Mariusz. Ja wrzuciłem zdjęcie jego ofert, m.in. leczenie na odległość. Co się okazało? Jeden z moich obserwujących na Instagramie przesłał mi link, że ów pan Mariusz jest poszukiwany listem gończym za liczne oszustwa. Nikt już oszukiwany przez tego człowieka nie będzie" - emocjonował się Stanowski.

Jak się okazało tym razem Stanowski przestrzelił. Gdy na miejscu pojawiła się policja, funkcjonariusze szybko ustalili,  że obecny na zlocie mężczyzna nie jest tym samym uzdrowicielem, którego poszukują listem gończym. 

Dziennikarz nie dawał jednak za wygraną. Po interwencji policji udał się na stanowisko mężczyzny, żeby trochę go jeszcze podręczyć.

"Przepraszam, czyli okazało się, że to nie pan jest tym oszustem z Krakowa, którego szukają. Bo była policja wcześniej" - powiedział do uzdrowiciela.

"Co pan robi? Proszę stąd wyjść natychmiast" - usłyszał w odpowiedzi.

Na koniec rozegrała się dramatyczna scena. Na do widzenia wyprowadzony z równowagi znachor pstryknął sugestywnie palcami, rzucając na Stanowskiego tajemniczy urok.

Zobacz też:

Stanowski ujawnił swoją rozmowę z Rzeźniczakiem. Piłkarz nie posłuchał jego rady

Śpiewak składa zawiadomienie do prokuratury na Kanał Sportowy! Krzysztof Stanowski odpowiada drwinami

Nerwowo w domu Lewandowskich. Drugi ślub, a teraz takie niespodziewane wieści o Annie

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Krzysztof Stanowski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy