Damięcki wytrzyma najmroźniejszą zimę!
- Żadna zima, żaden śnieg nie są teraz w stanie mnie zaskoczyć. Przeżyłem niedawno czterdzieści cztery stopnie mrozu - opowiada Mateusz Damięcki (28 l.), syn Macieja Damięckiego, aktor, ostatnio podróżnik.
Rozstałeś się ze swoim rosomakiem, Mercedesem G. Zdążyłeś się już do niego przywiązać?
MD: Tak, był to dla mnie ważny wóz, ponieważ razem z nim spełniłem swoje marzenia o podróży na koniec świata... W tym roku trochę aktywniej wspierałem WOŚP, oddając na licytację właśnie tego Mercedesa, którym byłem na Syberii.
Opowiedz w skrócie, jak przebiegała podróż?
MD: Podróżowaliśmy 25 tysięcy kilometrów w linii prostej na Wschód, do miasta-portu Magadan, odbiliśmy się od Morza Ochockiego i wróciliśmy do Polski. Po 60 dobach podróży jesteśmy cali i zdrowi.
Podróż zmieniła Twoje życie?
MD: Zdecydowanie tak. Teraz inaczej spoglądam na to, że żyjemy w demokratycznym, kapitalistycznym państwie. Zacząłem doceniać wiele sfer, które są tylko u nas i nie widać ich podróżując po całym świecie.
Co było dla Ciebie najbardziej zatrważające, przerażające...?
MD: Właściwie cała podróż. Warto przypomnieć, że Rosja i Syberia to tereny nadal dzikie...
Jak wyglądały Twoje relacje z tubylcami?
MD: Zaskoczył mnie fakt, że spotykaliśmy ludzi, dzięki którym wspomnienia będą jak najlepsze. Mam na myśli ludzi otwartych i gościnnych, których spotykaliśmy przejeżdżając praktycznie przez całą szerokość geograficzną. Zawsze ofiarowali swoją pomoc i pytali z ciekawością, skąd jesteśmy. My też ofiarowaliśmy całą akcję na słuszny cel, nie oczekując niczego w zamian.
Zaskoczyła Cię po powrocie tegoroczna zima w Polsce?
Nie! Żadna zima, żaden śnieg nie są teraz w stanie mnie zaskoczyć. Przeżyłem niedawno czterdzieści cztery stopnie mrozu. Właściwie już dwukrotnie , bo byłem też na Syberii na planie filmowym, gdy miałem siedemnaście lat. Co prawda przyznam, że mogłoby u nas trochę mniej padać...