Danuta Dunin-Holecka: Dzięki modlitwie dostaję wszystko!
Danuta Dunin-Holecka (48 l.) jest przekonana, że nie byłaby w tym miejscu, w którym jest, gdyby nie wiara, którą zaszczepiły w niej siostry Nazaretanki!
Mówi, że wiara jest nieodłącznym elementem każdej sekundy jej życia. Choć gości w domach milionów widzów, nigdy nie czuła się celebrytką.
W rodzinnym Lidzbarku Welskim do kościoła miała 4 kilometry. Chodziła na skróty dróżką przez polanę. Dziadkowie po powrocie ze Stanów, dokąd wyjechali za chlebem, postawili sobie za punkt honoru wykształcić wnuczkę.
Posłali ją do prywatnego Liceum Sióstr Nazaretanek w Warszawie oddalonej o 200 km od jej rodzinnego domu. Zobowiązali się wnosić wszystkie opłaty. W domu się nie przelewało.
Mama była nauczycielką, tata geodetą. Danusia miała 14 lat, gdy wyjechała z Lidzbarka.
Z początku w internacie płakała w nocy w poduszkę. Dziś jest wdzięczna.
"Dziadek, Jan Szałkowski, nie żyje. Był najukochańszą osobą w moim życiu" – mówi „Dobremu Tygodniowi” Danuta.
Wbrew pierwotnym obawom zakonnice niczego nie narzucały. Nikt nie kazał chodzić do kościoła.
"Siostry tylko mówiły, że jest msza” – wspomina.
Zapamiętała lekcję religii, kiedy dowiedziała się, że można modlić się swoimi słowami. Siostry zatrudniały w szkole najlepszych nauczycieli.
Kiedy na studiach trafiła do akademika, nie mogła jednak się odnaleźć.
"Odkryłam tę gorszą stronę świata, której siostry mi nie pokazały" – wspomina.
Studiując ekonomię w Szkole Głównej Handlowej poznała jednak Krzysztofa, przyszłego męża. Do telewizji trafiła z konkursu w 1993 roku. Była pewna, że odpadnie. Trafiła na antenę.
Wkrótce potem na świat przyszli synowie Julian i Stefan, bliźniacy. W pierwszym miesiącu ich życia przeżyła tragedię.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Jeden z nich zaraził się w szpitalu gronkowcem złocistym. Lekarze dawali mu nikłe szanse na przeżycie.
"Ani na moment się nie załamałam. Wymodliłam jego zdrowie" – mówi.
O sile modlitwy przekonała się wielokrotnie. Kiedyś rozbolał ją ząb. Wieczorem miała prowadzić „Wiadomości”. Nie miała zastępstwa. Pojechała do telewizji. Zaczęła puchnąć. Poszła w boczny korytarz.
"Ból był nie do zniesienia. Panie Boże, pomóż mi na czas programu. I nagle ból odszedł. Po 'Wiadomościach' wrócił" – opowiada.
Jej największym zawodowym marzeniem jest wywiad z Benedyktem XVI. Ceni sobie jego wiedzę. I to że dokarmia bezdomne watykańskie koty.
Dziś prezenterka każdy dzień zaczyna od rozmowy z Bogiem.
"Dzięki modlitwie dostaję wszystko. Mówię: Panie Boże Ty wiesz, co jest dla mnie dobre. A ja przyjmuję Twoje propozycje" – wyznaje w rozmowie z tygodnikiem.
Modli się przez wstawiennictwo Maryi i bł. księdza Jerzego Popiełuszki. Bierze czynny udział w życiu parafii św. Kazimierza w Warszawie. Organizuje imprezy, czyta stacje Drogi Krzyżowej.
Zdarzyło się już, że księża czekali na nią kilka minut z pasterką, by zdążyła dotrzeć z telewizji.
"Każdy rodzi się z zadaniem do wykonania, które ma służyć Bogu" – uważa.
Ona cieszy się, że udało jej się zaszczepić wiarę w Boga synom.