Daria Widawska trafiła do szpitala z tajemniczymi objawami. Do dziś nie wiadomo, co jej było
Daria Widawska (42 l.) przeżyła dramatyczne chwile. Zaczęło się od bólu gardła, lekarz przepisał antybiotyk, lecz leki nie pomogły. Skończyło się na długim pobycie w szpitalu. Dziś aktorka czuje się dobrze, a w trudniejszych chwilach ma wsparcie rodziny.
Znowu ma dobry zawodowo czas. Pod koniec zeszłego roku głośno było o Darii Widawskiej z powodu jej roli w filmie Patryka Vegi "Plagi Breslau". Zagrała w nim z inną "debiutantką" - Małgorzatą Kożuchowską, która również po raz pierwszy pojawiła się w produkcji ekscentrycznego reżysera.
Końcówka tego roku również należy do Darii. Oglądaliśmy ją w serialu "39 i pół tygodnia", kontynuacji uwielbianego przed 10 laty "39 i pół", w którym gra byłą żonę Tomasza Karolaka. Skoro padło nazwisko Karolak - jest on ważnym "łącznikiem" Kożuchowskiej i Widawskiej. Obie są jego etatowymi żonami.
Jednak na tym polu to Daria Widawska ma przewagę. Już trzykrotnie była jego żoną: "39 i pół" teraz w "39 i pół tygodnia" i "Prawie Agaty". Natomiast jeśli chodzi o "trwałość" małżeństwa to triumfuje Małgorzata Kożuchowska, od 12 lat jest jego żoną w "Rodzince.pl". Bigamia nie przeszkadza nikomu w przyjaźni.
Legenda głosi, że Daria Widawska postanowiła zostać aktorką, gdy pewnego dnia z koleżankami uciekła z lekcji języka rosyjskiego. Przechodząc koło Teatru Miejskiego w Gdyni, natknęły się na aktorki w strojach z anielskimi skrzydłami, które biegły do kawiarni. Na koleżankach nie zrobiło to specjalnego wrażenia. Daria stanęła jak oniemiała. - Ja też taka chcę być - pomyślała.
To było coś nowego. Bo wcześniej, choć od 3. roku życia chodziła na lekcje baletu, w szkole występowała na scenie, przez 12 lat chodziła do szkoły muzycznej i grała na fortepianie, swoich planów na przyszłość nie wiązała z aktorstwem ani z muzyką. Chciała studiować prawo lub stosunki międzynarodowe. Ale właśnie ten jeden dzień przesądził o jej wyborze życiowym.
Miała 23 lata, gdy w 2000 roku skończyła warszawską Akademię Teatralną. Ze stolicą związała swoje zawodowe i prywatne losy. Debiutowała w spektaklu "Cesarska miłość" w reżyserii Leszka Wosiewicza (Teatr Telewizji). Grała w stołecznych teatrach: Na Woli, Rozmaitości i Scenie Prezentacje. Dziś możemy najczęściej oglądać ją Teatrze Capitol i Kamienicy.
Bez wątpienia przełomem w jej karierze był rok 2005, kiedy zagrała w serialu "Magda M.". Od tego czasu rudowłosa aktorka cieszy się niezmienną sympatią widzów.
Czytaj dalej na następnej stronie.
Z dumą wyznaje, że jest Kaszubką, a jak wiadomo to twardy naród. Ta cecha przydała jej się, gdy zmagała się z ciężką chorobą. A wraz z nią przejęta była cała Polska. Dziś to wspomnienie, przed laty wyglądało to bardzo niebezpiecznie.
Pracowała wtedy na planie "39 i pół". Po zdjęciach wróciła do domu, czuła się dobrze, rano obudziła się w kiepskim stanie. Miała powiększone węzły chłonne, bolało ją gardło. Lekarz zalecił jej antybiotyk. Leki nie pomagały, a Daria - jak mówi - rzeczywistość odbierała jak zza szyby.
W efekcie pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia trafiła do szpitala. Spędziła tam 3 miesiące... Aktorka do dziś nie wie, co właściwie było przyczyną jej choroby.
- Coś mnie dopadło. Ale mam wrażenie, że przyszło po coś. Może żebym zwolniła w życiu, zastanowiła się nad sobą? (party.pl.).
Na szczęście, powtórzmy raz jeszcze, to przeszłość. Dziś, tym bardziej cieszy się rodziną i dziećmi. Gdy chorowała, była już żoną operatora Michała Jarosińskiego (pobrali się w 2007 r.). Miała małego syna Iwa (2008). Dziś tworzą model rodziny: dwa plus dwa. W 2015 roku urodził się Brunon. I właśnie ci trzej panowie stanowią o szczęściu i sensie życia aktorki.
Harmonijnie łączy życie zawodowe z prywatnym. Znowu w sukurs idą jej cechy charakteru. - Odkąd pamiętam, byłam silna i temperamentna. Wiem, że potrafię sobie ze wszystkim poradzić - wyznaje. I dodaje: - Nie lubię prosić o pomoc. Z jednym wszakże wyjątkiem.
Z mężem są partnerami. Dzięki jego wsparciu udaje jej się nie rezygnować z siebie. - Idealnie dobrany partner, w tym właśnie tkwi sekret mojego sukcesu. Mam to szczęście, że wspólnie organizujemy nasze domowe życie. Żyjemy w czasach, kiedy patriarchat się wypalił. Dziś mężczyźni inaczej patrzą na kobiety. Dostrzegają nasze pragnienia.
Przyznaje, że jest niezwykle pracowita. Nawet, miła skądinąd chwila picia kawy, to dla niej za długo. Musi być w ruchu. Stąd częste rodzinne wyjazdy. Nie narzeka, cieszy ją życie, fascynuje i zachwyca świat. - Jest tyle miejsc do zobaczenia, muzeów do zwiedzenia, książek do przeczytania, jak można się nudzić? Nienawidzę nudy - mówi.
Tajemnica sukcesu jej związku? - Słuchamy siebie nawzajem. Rozmawiamy. Nie chowamy w sobie urazy. Jesteśmy dla siebie atrakcyjni.
***
Zobacz więcej materiałów: