Dariusz Kordek nie puścił syna do państwowej szkoły! "Słyszałem mrożące krew w żyłach historie"
Kiedyś Dariusz Kordek (50 l.) prowadził bogate życie uczuciowe. Po nieudanym małżeństwie w jego życiu przyszedł czas na dojrzałą miłość i świadome ojcostwo. Dziś jest szczęśliwym tatą Maksymiliana (6 l.) i Marysi (2 l.). O dzieciach mógłby opowiadać godzinami.
W pańskim domu podwójna premiera. Córka poszła do przedszkola, a syn do szkoły. To dla pana duży stres?
Dariusz Kordek: - Rzeczywiście jest to ogromny stres, ale na szczęście pozytywny. Taki budujący, dający poczucie, że jest to kolejny ważny etap w rozwoju naszych dzieci. Odczuwam też zdziwienie, że tak szybko to wszystko nastąpiło...
Syn ma dopiero sześć lat. Nie za wcześnie na rozpoczynanie szkoły?
D.K.: - Państwo nie dało nam wyboru. Na szczęście mój Maks po pierwszych dniach pobytu w szkole nie chciał wracać do domu. Uważam, że 6 lat to idealny moment na rozpoczęcie nauki. Ale słyszałem też mrożące krew w żyłach historie. O podstawówkach, w których jest 17 pierwszych klas, a dzieci uczą się w systemie zmianowym. W tym wypadku bardzo im współczuję. Dlatego dla moich dzieci wybrałem prywatne placówki. Nie tylko ze względu na niewielką odległość od domu.
Będzie pan pomagał synowi w odrabianiu lekcji?
D.K.: - Oczywiście, choć nie wiem, czy dam radę. Koledzy, którzy już to przechodzili, opowiadali, że dzieci tak szybko idą z nauką do przodu, że ciężko za nimi nadążyć. Ale chętnie przypomnę sobie zadania z matmy oraz daty i fakty z historii.
A kim chciałby pan, by zostały w przyszłości?
D.K.: - Nie chcę wymyślać im życiorysów, ale chciałbym, aby w życiu dorosłym uniknęły kilku błędów, które ja popełniłem. Na pewno, jak każdy rodzic, pragnę, by dobrze się uczyły, uprawiały sport i miały pasjonujące hobby. By przynajmniej w jednym przedmiocie były zdolne i wyjątkowo biegłe. Marzy mi się, byśmy byli krajem, który daje młodym ludziom realną szansę na dobre zatrudnienie.