Dereszowska i Grabowski: Rajdowe wakacje
- Ciężko znoszę wysokie temperatury, dlatego w upał staram się siedzieć w wodzie, albo pod wodą, bo uwielbiam nurkować - mówi Piotr Grabowski, aktor i prywatnie partner Anny Dereszowskiej. Jakie para ma plany na tegoroczne wakacje? - tego dowiecie się z wywiadu.
Jak w tym roku będą wyglądały pana wakacje?
Piotr Grabowski: - Planuję wyjazdy, ale wszystko będzie podporządkowane pracy. Jak tylko będziemy z Anią mieli chwilę, to parę dni na pewno spędzimy na Mazurach. Chcielibyśmy też pojechać w Bieszczady. Odwiedzamy tam rodzinę, znajomych. Bardzo lubimy jeździć na koniach po tamtejszych okolicach. Mamy też zaplanowane kilkudniowe spotkanie off-roadowe, na którym będziemy ćwiczyć jazdę samochodami rajdowymi. Pod koniec października mamy wystartować w Rajdzie Maroka.
Samochodowy rajd? Ciekawy sposób na wypoczynek.
P.G.: - Zostaliśmy zaproszeni przez Team Caroline, profesjonalny team rajdowy, który przygotowuje się m.in. do Rajdu Dakar. Na rajdzie będziemy przez ponad tydzień przemierzać pustynię i bezdroża Maroka. To jest spore wyzwanie dla nas, dlatego zaczynamy trenować już teraz.
Idealne wakacje według pana to...?
P.G.: - Na pewno z rodziną, gdzieś, gdzie jest mało ludzi. Za to dużo przyrody, zieleni, ciszy i spokoju. Przyznam jednak, że po paru dniach takiego spokoju zaczynam tęsknić do rumoru dnia powszedniego (śmiech). Jesteśmy aktywną rodziną i lubimy rozmaite sporty, więc jakby co, to zawsze sobie coś znajdziemy. Chociażby rower, tenis, nurkowanie... Leżak i plaża nie wchodzą w naszym przypadku w grę.
Był pan kiedyś totalnie rozczarowany wypoczynkowym wyjazdem?
P.G.: - Parę lat temu wyjechałem tak spontanicznie do Chioggi niedaleko Wenecji, miejscowości znanej mi z nazwy sztuki "Awantura w Chioggi". Wydawało mi się, że to musi być piękne miasto. Po dwóch dniach podróży dotarłem i okazało się, że zamiast zachwytu i miłych doznań, był zupełny koszmar. Przemysłowe miasto, plaża szerokości pół metra, wszędzie człowiek na człowieku. W życiu nie widziałem tylu ludzi na jednym metrze kwadratowym. Szybko zawróciłem i skończyło się znów na Wenecji.
Pamiątki z wakacji to ważna sprawa dla pana?
P.G.: - Jak byłem mały, zawsze zdarzyła się jakaś ciupaga czy muszelka (śmiech). Teraz nie gromadzę zbędnych rzeczy, a miejsca, w których byłem, przechowuję w pamięci. Odpuściłem też robienie całej masy zdjęć, szkoda mi na to czasu. Wolę, żeby wspomnienia zostały we mnie.
Gdyby sięgnąć do dzieciństwa, to pana wakacje miały smak...
P.G.: - Gofrów własnej roboty! Pamiętam jak moja mama kupiła gofrownicę i przez długi czas byłem zapaleńcem robionych przez siebie gofrów. Po przyjściu do domu pierwsze co robiłem, to ciasto na gofry i z bratem potem je pochłanialiśmy (śmiech).
Jest coś, czego pan już nigdy w życiu nie spróbuje na wyjeździe?
P.G.: - Chyba ośmiornicy, która nie pozostawiła we mnie jakichś miłych wspomnień (śmiech).
Sprawdzona metoda na upał?
P.G.: - Ciężko znoszę wysokie temperatury. Dlatego w upał staram się siedzieć w wodzie. Albo pod wodą, bo uwielbiam nurkować.
A w mieście?
P.G.: - Wejść do wanny z zimną wodą i przeczekać, żeby nie oszaleć (śmiech).
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Joanna Rutkowska