Do ostatnich dni był kojarzony z postacią Gargamela. Nie ukrywał, że przez rolę nie miał życia
Wiesław Drzewicz - to nazwisko większości Polaków kojarzy się z postacią Gargamela z popularnej bajki "Smerfy". Mężczyzna podkładał głos charyzmatycznej postaci, przez co zapisał się w pamięci i sercach ludzi. Sam nie ukrywał jednak, że rola ta sprawiała mu głównie kłopoty. Dlaczego? Oto szczegóły.
Wiesław Drzewicz latami zachwycał wyjątkowym optymizmem i zaangażowaniem w wykonywaną pracę. Choć wiele ról przyniosło mu sławę (był zarówno aktorem teatralnym, jak i filmowym), ludzie i tak najbardziej zapamiętali go jako Gargamela ze "Smerfów". To, jak wyznał, niezliczenie wiele razy stanowiło dla niego utrapienie. Co ciekawe, od początku przeczuwał, że decyzja o tej współpracy będzie dla niego wiązała się z... kłopotami.
"Nie bardzo chciałem się zgodzić, bo dawno nie robiłem dubbingu, ale w końcu uległem, choć charakter to ten Gargamel ma dość paskudny" - mówił cytowany przez Plejadę artysta.
Nie da się ukryć, że do postaci pasował doskonale. Zauważyła to nawet reżyserka dubbingu Urszula Sierosławska, która sama namówiła go, by spróbował swój sił.
Niestety, z czasem pojawiły się pierwsze minusy rozpoznawalności. Aktor był zatrzymywany na ulicy, przed mieszkaniem, na parkingach. Ludzie potrafili pytać go o rzeczy dotyczące serialu podczas rodzinnych spacerów, a raz nawet ktoś ukradł mu wypożyczony rower wodny.
W 1994 roku, podczas ostatniego wywiadu w swoim życiu, aktor mówił o tych przygodach z niemałym żalem: "Przez tego złośliwego Gargamela zupełnie nie mam życia. Nie mogę np. pojechać do innego miasta i poderwać dziewczyny, bo wszyscy natychmiast wiedzieliby, że tam byłem".
Niestety, Wiesław Drzewicz nie mógł liczyć na spokojną starość. W latach 90. przestał cieszyć się doskonałym zdrowiem. Szybko okazało się, że jest gorzej, niż myślał.
Nowotwór płuc mocno dawał się we znaki, więc aktor zrezygnował z dubbingu. Rolę Gargamela przejął Mirosław Wieprzewski. To sprawiło, że fani Drzewicza zaczęli się martwić o aktora. Również w teatrze, gdzie pracował od lat, z niepokojem mówiono o jego stanie. Co ciekawe, nie zdradził współpracownikom, na co dokładnie choruje. Było wiadomo jedynie, że zmaga się z poważną przypadłością.
W 1996 roku Drzewicz nadal był aktywny zawodowo. Dopiero pod koniec roku trafił do szpitala, gdzie zmarł - dokładnie w noc sylwestrową. Miał 69 lat.
Gdy odszedł, w teatrze trwała impreza. Koledzy i koleżanki przyznali mu wyróżnienie, o którym nigdy się nie dowiedział.
Witold Sadowy w książce "Ludzie teatru" tak opisał tamten smutny wieczór: "Ze sceny ogłoszono, że przyznano mu nagrodę Sylwestra i w tym momencie przyszła smutna wiadomość: zakończył życie".
Czytaj też:
Grał w hicie lat 80. Mimo popularności musiał dorabiać na budowie
Nie żyje Miriam Aleksandrowicz. Prawdziwa legenda polskiego dubbingu miała 65 lat
Nie żyje aktor Andrzej Tomecki. "Twój głos i twoje role zostaną z nami na zawsze"