Dominika Gwit: Kocham siebie, kocham ludzi
Pogoda ducha, miłe usposobienie, wulkan energii, to tylko niektóre z jej cech. Nie przejmuje się opiniami o sobie. Dominika Gwit (30 l.) opowiada, kto daje jej siłę, dlaczego nie marzy o rozmiarze „S” i za co kocha swojego męża.
Jak Dominika Gwit zaczyna swój dzień?
Od uśmiechu - w dobrym towarzystwie, najchętniej z moim mężem Wojtkiem, z kawą w dłoni. Włączamy radio w kuchni, jemy razem śniadanie, rozmawiamy...
A potem?
Szykuję się na próbę teatralną albo do wyjazdu ze spektaklem "Szalone nożyczki" lub "Chcesz się bawić? Zadzwoń!" po Polsce. Jak mam wolny dzień, to zawsze sobie coś znajdę. Spotkam się z przyjaciółmi, pójdę do kina, poczytam. Nie nudzę się. Mam w sobie dużo dobrej energii do życia, otwarte serce do ludzi.
Po kim masz takie usposobienie?
Po rodzicach. Oni zawsze są uśmiechnięci, radośni... Kochani moi rodzice. I gdy chcę naładować baterie, wtedy jadę do nich do domu pod Gdynią.
Często wracasz w rodzinne strony?
Staram się jak najczęściej. Uwielbiam przyjeżdżać do rodziców. Zresztą oboje z mężem lubimy spędzać czas nad morzem o każdej porze roku. Bardzo się cieszymy, że mamy taką możliwość. Jestem osobą, która dobrze czuje się w towarzystwie dużej grupy ludzi. Idą święta i już nie mogę się ich doczekać. Zaproszę wszystkich do siebie tak, jak rok temu. Organizacja świąt to dla mnie wielka frajda!
Co najbardziej lubisz robić, gdy spotykasz się z rodziną?
Zwyczajne rzeczy. Jeszcze przed moim przyjazdem do domu robimy z mamą plan, jak wspólnie spędzimy czas. Lubimy razem chodzić do kina, na zakupy, na spacery nad morze, dużo rozmawiamy. Ten czas zawsze jest intensywny.
Teraz, kiedy jesteś już mężatką, twoje relacje z mamą zmieniły się?
Mama była, jest i będzie moją najlepszą przyjaciółką. Często radzę się jej w różnych kwestiach życiowych. Ona jest najbliższą mi osobą. Rozumie mnie.
Zawsze była po twojej stronie w kwestii życiowych wyborów?
Zawsze. Gdy tylko rodzice zorientowali się, że lubię sceniczne występy, a w swoim pokoju urządzałam im koncerty i przedstawienia, zapisali mnie na dodatkowe zajęcia. I to dzięki nim jestem tu, gdzie jestem. Bo to oni w przeszłości pracowali na to, żebym w przyszłości mogła spełniać marzenia. Chodziłam na śpiew, pianino, dykcję, tańce, do teatru muzycznego "Junior" w Gdyni. Rodzice pomagali mi, wiedzieli, że to jest całe moje życie. Bardzo im za to dziś dziękuję. Wiem, że są dumni ze mnie za każdym razem, gdy siedzą na widowni.
Czytaj dalej na następnej stronie...
A co powiedzieli, gdy przedstawiłaś im przyszłego męża?
Byli zachwyceni. Mój mąż to wspaniały, inteligentny, dobry, mądry życiowo człowiek. I wciąż są nim zachwyceni. Tak jak ja!!!
A jak rodzice reagują na publiczną dyskusję o twojej wadze?
Mają do tego dystans. Jestem grubą dziewczyną, od zawsze taka byłam.
Mama rozmawiała z tobą w przeszłości na ten temat?
Bardzo często. Chodziło raczej o moje zdrowie. Rodzice nie wiedzieli, co mi jest. W pewnym momencie sama zaczęłam szukać przyczyn mojego tycia. Zanim trafiłam do odpowiedniego lekarza, straciłam dużo czasu. Wreszcie w tym roku zostałam prawidłowo zdiagnozowana. Cierpię na insulinooporność i zespół metaboliczny. Dostałam leki, regularnie odwiedzam panią doktor.
Jesteś pogodzona z tym, że należysz do kobiet o rozmiarze plus size?
Jestem, jaka jestem i kocham siebie. Otyłość towarzyszy mi przez całe życie.
W pewnym momencie jednak schudłaś.
O wszystkim napisałam kilka lat temu w książce, łącznie z rozdziałem o tym, jak obco czułam się, gdy zgubiłam 50 kilogramów - tak jakby ktoś włożył mnie do nie swojego ciała. Pisałam o etapie jo-jo i o powrocie do siebie. To była dla mnie najważniejsza lekcja pt. "Zaakceptuj siebie i pokochaj". Wiem, że w dzisiejszych czasach kobiety chcą wyglądać jak te z okładek luksusowych pism czy pokazów mody. A gdy okazuje się, że nie są w stanie sprostać swoim oczekiwaniom, wpadają w depresję. Moja waga nie jest moim problemem. Czuję się stuprocentową kobietą, dbam o siebie. Nikogo nie namawiam też do tego, żeby był gruby czy chudy. Namawiam do tego, żeby być sobą, żeby być szczęśliwym i dbać o zdrowie.
Był tekst, komentarz, który cię szczególnie zabolał?
Z obraźliwymi komentarzami żyję na co dzień. Jestem bardzo aktywna w mediach społecznościowych. I mnie już nic nie jest w stanie zadziwić. Zazwyczaj też po prostu nie czytam komentarzy w internecie na swój temat, bo - szczerze mówiąc - nie obchodzą mnie.
A artykuł, tekst na twój temat, który cię rozbawił?
To był czas, gdy trwały intensywne przygotowania do mojego ślubu, a media donosiły, że odwołuję uroczystość. Rozbawiło to całą moją rodzinę.
Popularność cię zmieniła?
Nie, ale wiele mnie nauczyła. Pozwoliła bardziej poznać ludzi. "Rozpoznawalność" to miłe zjawisko, choć trzeba jej pilnować, nie dać się zwieść. To bardzo ważne, żeby przede wszystkim pozostać sobą. Cieszę się z tego, że wszystkie cele, które sobie założyłam jako nastolatka, osiągnęłam. I teraz kolejne przede mną, jako dorosłej kobiety. Jeśli o popularność chodzi, jest dla mnie po prostu dodatkiem. Nie jest to coś, co uwiera ani coś co dodaje blasku. Po prostu jest. Jestem w zawodzie od 10 lat. W 2008 roku weszłam na plan filmu "Galerianki", który był moim debiutem. To była bardzo pracowita i owocna dekada. Czuję się spełniona w życiu zawodowym i prywatnym.
A fakt, że zostałaś żoną zmienił coś w twoim życiu lub w postrzeganiu siebie?
Z dumą noszę obrączkę, cały czas mocno kocham i jestem kochana. Mam nadzieję, że tak będzie zawsze.
A za co siebie najbardziej lubisz?
Za pogodę ducha i uśmiech, który mi towarzyszy. Kocham życie, kocham ludzi. Jestem optymistką i może w tym tkwi moja siła? Wiem czego chcę. Idę przez życie z podniesioną głową. Jestem szczęśliwa.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: