Doprowadził do uniewinnienia Tomasza Komendy, a teraz przerwał milczenie! Policjant aż usiadł, gdy się dowiedział!
Policjant Remigiusz Korejwo był jednym z funkcjonariuszy, którzy doprowadzili do wznowienie śledztwa w sprawie gwałtu i morderstwa 15-letniej Małgosi w podwrocławskich Miłoszycach, o które oskarżono Tomasza Komendę (46 l.) i skazano na 25 lat więzienia. Funkcjonariusz nie może uwierzyć w to, jak potoczyło się życie uniewinnionego 5 lat temu mężczyzny.
16 maja minie 5 lat, odkąd Sąd Najwyższy uwolnił Tomasza Komendę od zarzutu zabójstwa 15-letniej Małgosi Kwiatkowskiej w podwrocławskich Miłoszycach. Do zbrodni doszło w noc sylwestrową 1996 roku. O jej popełnienie został oskarżony Tomasz Komenda, którego skazano na 25 lat więzienia.
Po spędzeniu 18 lat w więzieniu i trzech próbach samobójczych, został uwolniony od zarzutów. W toku postępowania wyszło na jaw, że został potraktowany jak kozioł ofiarny.
Zaszczuty przez śledczych mężczyzna, który w momencie aresztowania miał zaledwie podstawowe wykształcenie i zarabiał na życie myciem samochodów, został zmuszony do podpisania obciążających go zeznań. W trakcie postępowania apelacyjnego okazało się, że nie miał świadomości, co podpisuje, zwłaszcza że policjanci zapewnili go, że po złożeniu podpisu wyjdzie na wolność i już nikt nie będzie go nękał.
Jak wspomina w rozmowie z "Faktem" Remigiusz Korejwo, emerytowany oficer Centralnego Biura Śledczego Policji, odpowiedzialny za wznowienie śledztwa w tak zwanej sprawie miłoszyckiej, było jasne, że postępowanie było prowadzone w pośpiechu:
"Jako policjantowi, mającemu doświadczenie w sprawach dotyczących przestępstw przeciwko zdrowiu i życiu, nie podobało mi się, że w tej sprawie został zatrzymany jeden z dwóch lub trzech domniemanych sprawców. Młody chłopak został zatrzymany, nie wskazuje współwinnych, zostaje skazany na 25 lat więzienia i idzie siedzieć".
Po wznowieniu śledztwa, gdy Korejwo wiedział już, że ma silne podstawy, by wierzyć w niewinność Tomasza Komendy, wraz z drugim policjantem pojechali na rozmowę z nim do zakładu karnego w Strzelnie. Jak wspomina emerytowany funkcjonariusz CBŚ:
"To była scena dokładnie, jak ta pokazana później w filmie. "Czekałem na was 18 lat" – powiedział. On wiedział, że wierzymy w jego niewinność. Wyglądał wtedy strasznie. Wysoki, przeraźliwie chudy, blady. Jak człowiek siedzi w więzieniu i nie wychodzi na słońce przez tyle lat, to jego skóra staje się papierowa, wręcz przezroczysta. To był człowiek bardzo zniszczony psychicznie, ale w tym momencie, kiedy do niego przyszliśmy przywitał nas z taką nadzieją w oczach… Nie wiem, jak jego rodzinie udało się to przetrwać. Nie wiem, co mogli czuć, widząc, że Tomek jest z nimi, śpi, a system mówi im, że wcale nie, bo był 25 km dalej i mordował. Do kogo mieli iść i o co prosić?".
Jak przyznaje Remigiusz Korejwo, jego kontakt z Komendą urwał się mniej więcej rok temu. Emerytowany policjant nadal jednak śledzi doniesienia prasowe na temat człowieka, któremu przed laty pomógł. Nie nastrajają one optymistycznie, zwłaszcza gorzkie słowa matki Tomasza, która nigdy nie zwątpiła w jego niewinność i nigdy nie zaprzestała walki o syna. Jak wyznała niedawno w rozmowie z Onetem:
"Dopóki mieszkał z nami, było wszystko OK. Teraz Tomek ma złych doradców. W ogóle się już do nas nie odzywa. Udaje, że nas nie zna. Nie chce mieć z nami nic wspólnego. Jeżeli może, to niech usunie tatuaż z rękawa z napisem "Kocham cię mamo", bo jest nieprawdziwy i fałszywy. To jest kłamstwo. Po co ten napis? Przecież ja już dla niego umarłam. On mnie pochował żywcem".
Remigiusz Korejwo, który dobrze poznał mamę Tomasza, Teresę Klemańską, nie ukrywa, że wyznania kobiety go przeraziły:
"Jestem w szoku, gdy słyszę teraz te wszystkie medialne doniesienia na jego temat. Kiedy przeczytałem wywiad z mamą Tomka, to aż usiadłem. Nigdy bym nie pomyślał, że to się tak skończy. Dla mnie ta sytuacja jest cholernie niezręczna, bo bardzo ich wszystkich szanuję. Wydawało mi się, że skoro taka krzywda ich zjednoczyła, to nic nie będzie ich w stanie podzielić".
Po 18 latach Tomasz Komenda wyszedł na wolność jako 41-letni wrak człowieka. Jednak kiedy we wrześniu 2020 roku pojawił się na premierze filmu „20 lat niewinności”, opartego na jego życiu, w towarzystwie ciężarnej partnerki i jeszcze oświadczył się podczas gali, wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Niestety, jak ujawniła matka jego dziecka, Anna Walter, szybko zaczęło się psuć.
W rozmowie z „Super Expressem” i specjalnie wydanym oświadczeniu oskarżyła Komendę o przemoc domową i skąpienie na własne dziecko, podczas gdy jednocześnie szasta pieniędzmi „na używki, alko i przypadkowe koleżanki”. Policjant, który doprowadził do uniewinnienia Komendy, przyznaje, że relacja Anny Walter była dla niego ogromnym zaskoczeniem:
"Jestem w szoku. Nie spodziewałbym się. Pamiętam Tomka, jaki był szczęśliwy na premierze filmu "25 lat niewinności", te oświadczyny i to, jak się cieszył z tego, że zostanie tatą. Byłem pewny, że mu się uda, że stworzy szczęśliwą rodzinę. Nic wtedy nie wskazywało, że coś się może zepsuć. Nigdy nie byłem świadkiem, żeby Tomek zachowywał się agresywnie do kogoś. Nie wiem, dlaczego tak jest, co się tam zadziało. Znam Tomka od tej dobrej strony. Zawsze wydawał mi się bardzo spokojny, nawet wycofany. Wiadomo, kij ma dwa końce. Jeżeli Tomek się nie wypowiada, to nie można w stu procentach dawać wiary jednej stronie. Prawda być może leży pośrodku. Nie chciałbym krzywdzić żadnej ze stron".
Zobacz też:
Przyjaciel Tomasza Komendy potwierdza jego chorobę. Mówi o rozczarowaniu