Dorota Gawryluk: "Niewielu jest dziennikarzy, którzy mają takie poglądy, jak ja"
O tym, że w życiu bywa pod górkę i z górki, wiedziała od dzieciństwa. Zahartowało ją to na zawsze. Potrafiła zbudować silną rodzinę, mimo intensywnej pracy zawodowej.
Telewizja fascynowała ją od zawsze. Gdy rodzice oglądali dziennik telewizyjny, mała Dorotka niepostrzeżenie wchodziła pod stół, bo też chciała obejrzeć program dla dorosłych.
Do dziś pamięta dyskusje o tym, że Polak został papieżem, choć miała wtedy zaledwie sześć lat. Dorastała w bajkowej górskiej scenerii. Jej rodzice mieszkali w Kamionce Małej koło Limanowej, w Beskidzie Sądeckim, w ponadstuletnim domu podwieszonym pod skałą.
Codziennie musiała pokonać piechotą sześć kilometrów, by dostać się do szkoły. Zbiegała ze swojej góry, a koleżanka z sąsiedniej i razem ruszały w drogę.
Dorota od małego była ambitna, wierzyła, że jest najlepsza we wszystkim. Poczucie własnej wartości zaszczepił w niej tata, który powtarzał stale, że jest najpiękniejsza i najmądrzejsza.
Ojciec Doroty, Piotr Zelek, był cenionym w okolicy fachowcem, hydraulikiem. Miał niesamowity dar, dziwnym trafem potrafił zawsze znaleźć pod ziemią źródło wody. Sam zarabiał na utrzymanie rodziny. Mama Krystyna prowadziła dom. Uczyła córkę dystansu do rzeczywistości i dawała świadectwo wiary w Boga. Walczyła, by w szkole, do której chodziły jej dzieci, w każdej klasie wisiał krzyż.
"Kiedy coś idzie mi nie tak, dzięki naukom mojej matki nie czuję się nieszczęśliwa" – wyznaje dziennikarka.
Szybko wydoroślała, szybko wyszła z domu. Zdolną dziewczynkę rodzice wysłali do liceum, do Warszawy. Zamieszkała u ich przyjaciół w Aninie. Pilnie się uczyła, korzystała z danej jej szansy. Gdy zdała na studia, zamieszkała w akademiku.
Tam poznała Jerzego Gawryluka, z pochodzenia Białorusina. Wcześnie wyszła za mąż. Była na drugim roku studiów, miała 21 lat. Małżeństwo okazało się nadzwyczaj trwałe, są razem od 25 lat. Chodzą razem do kościoła i do cerkwi, bo mąż jest wyznania prawosławnego. Dbają o wzajemną akceptację i szacunek dla swoich tradycji.
"Wierzymy trochę inaczej, ale w tego samego Boga. Łączy nas osoba Chrystusa. To, że obchodzimy Boże Narodzenie w innym czasie, traktujemy jako dodatkowy bonus. Świętujemy podwójnie!" – podkreśla dziennikarka.
W takim duchu wychowują dwójkę swoich dzieci. Syn jest już dorosły, Dorota urodziła go jeszcze na studiach. Dostał na chrzcie białoruskie imię Nikon.
"W opiece nad nim bardzo pomagała mi mama męża. Zajmowała się synkiem świetnie, może nawet lepiej niż ja" – wspomina dziennikarka.
Dzięki temu udało się jej godzić naukę i obronę pracy magisterskiej z byciem młodą mamą. Pierwsze macierzyństwo uważa za bardziej beztroskie. Jako młoda matka nie zamartwiała się niepotrzebnie, np. tym, że synek może zachorować.
"Wszystko robiło się na skrzydłach, z głową w chmurach" – podkreśla.
Dostała pracę w Polsacie i wtedy mąż stanął na wysokości zadania. Opiekował się synem, chodził na wywiadówki. Gdy w 2011 roku, jako 39-latka, drugi raz została mamą, każdy katar czy kaszel małej Marysi budził w niej niepokój.
Dziś uważa, że starsze matki kochają dzieci zachłanną miłością. Są dojrzalsze, bardziej doceniają czas spędzany z dzieckiem. Dlatego nie chciała, by w opiece nad 5-letnią dziś Marysią pomagały jej babcie. Nie zatrudniła też niani. Bez żalu rezygnowała ze spotkań ze znajomymi. Zamiast biegać po sklepach czy kawiarniach, wolała być z dzieckiem. Gdy już koniecznie musiała wyjść, zastępował ją mąż.
"Daliśmy radę, jak większość polskich rodzin" – wspomina.
Nigdy nie ukrywała swoich konserwatywnych poglądów ani wiary w Boga. Przywykła do tego, że podobne podejście nie zawsze jest akceptowane w środowisku mediów.
"Niewielu jest dziennikarzy, którzy mają takie poglądy, jak ja, większość jest po drugiej stronie. Dla nich posiadanie innego zdania jest jakimś strasznym grzechem. No bo przecież wiadomo, że trzeba się opowiadać za in vitro, za aborcją i wtedy jest się takim, jak trzeba" – wyznaje.
Ona sama uważa się za prawicową... feministkę. "Uważam, że kobiety powinny walczyć o swoje, ale nie powinna być to walka z mężczyzną, ale z pewnymi stereotypami i uprzedzeniami" – opowiada.
W jej małżeństwie nie było samych spokojnych dni, bo obydwoje mają gorący temperament. Doświadczyli ostrych dyskusji i wystawiania walizek za drzwi, ale zawsze miłość wygrywała.
"Jerzy jest pracowity, uczciwy, to poczułam od początku. A do tego przystojny" – powiedziała o nim przed laty. Jest dla niej taki i dziś.