Dramat Beaty Ścibakówny!
Beata Ścibakówna (45 l.) pochowała właśnie swojego ukochanego tatę. Najważniejszą osobę w jej życiu...
Ta druzgocąca informacja dotarła do niej w trakcie przygotowań do premiery spektaklu, w którym gra jedną z głównych ról.
Jak mówią koledzy Beaty z Teatru Narodowego, spadło to na nią jak grom z jasnego nieba.
Natychmiast przerwała prace i pojechała do rodzinnego Zamościa, by wziąć udział w pogrzebie. Chciała też z bratem wesprzeć owdowiałą mamę. W końcu tak wiele zawdzięcza rodzicom.
Chociaż nie byli artystami, doskonale rozumieli pasje córki. To ojciec opłacał jej kursy tańca towarzyskiego, zajęcia z chóru, ćwiczenia z gry na akordeonie, wiolonczeli i pianinie.
Rodzicie kibicowali Beacie, kiedy brała udział w przedstawieniach teatru amatorskiego, czy konkursach recytatorskich, które wygrywała jeden po drugim. To dzięki ich otwartości i zaangażowaniu Beata mogła spełnić swoje marzenie i zostać aktorką.
Rodzice byli dla niej wzorem w budowaniu relacji damsko-męskich. Wiedziała, że to mężczyzna powinien walczyć i zdobywać kobietę, że nie powinna dzwonić do niego pierwsza, ze nie należy się narzucać. I pilnowała tego, kiedy poznała przyszłego męża.
Dzięki temu, dzisiaj to właśnie Jan Englert (70 l.) - nieomal rówieśnik jej ojca - czule wspiera żonę w trudnych chwilach...