Dramat Polki na paralimpiadzie. Zabiera głos po odebraniu jej złotego medalu
W piątkowy wieczór polska paraolimpijka obroniła złoty medal w rzucie maczugą. Niestety cieszyła się zwycięstwem tylko trzy godziny. Teraz zabiera głos. "Gdybym wiedziała, że tak to się skończy przez jakąś poduszkę, to zaryzykowałabym życiem, by chociaż ten jeden rzut oddać dla was" - mówiła Róża Kozakowska w studiu "halo tu polsat".
Róża Kozakowska to polska lekkoatletka z niepełnosprawnością, która w piątkowy wieczór dostarczyła Polakom wielkich powodów do dumy na trwającej paralimpiadzie w Paryżu. Obroniła złoty medal w rzucie maczugą, poprawiając swój rekord świata już w pierwszej próbie. Co więcej, dokonała tego pomimo kontuzji, której nabawiła się po drugim podejściu - wypadł jej bark i musiała zostać przetransportowana do szpitala. Niestety Róża Kozakowska cieszyła się złotem jedynie trzy godziny.
W nocy po konkursie ekipa z Brazylii złożyła protest dotyczący sprzętu Polki, który został rozpatrzony pozytywnie. Lekkoatletkę zdyskwalifikowano za nieprawidłowe parametry sprzętu, a konkretnie rozmiar poduszki pod jej głową. Odebrano jej złoty medal i unieważniono rekord. Niestety okazuje się, że był to dla niej też koniec igrzysk w Paryżu, ponieważ kontuzja barku okazała się tak poważna, że nie może na ten moment startować.
To, co się wydarzyło, jest bardzo trudne zarówno dla kibiców, jak i sztabu szkoleniowego, ale przede wszystkim dla sportowca. Nic więc dziwnego, że wszyscy byli poruszeni, gdy w studiu "halo tu polsat" rozpoczęła się rozmowa z Różą Kozakowską. Jak czuje się polska lekkoatletka?
"Jestem obolała na ciele i na duszy. Dla mnie jako sportowca, który walczy zawsze do końca i chce być dumą narodową, hymn Mazurka Dąbrowskiego jest największą wartością. Żadne pieniądze i inne dobra nie są dla mnie tak ważne. Jest mi dlatego bardzo przykro mi, że nie został odegrany, ale mam nadzieję, że to, co zostanie w naszych sercach, to mój rzut, który mam nadzieję, sprawił wielu ogromną radość. Bardzo chciałam tak rozpocząć, a wyszło nawet piękniej. Przepłaciłam to trochę zdrowiem, ale to się nie liczy. Tu się liczą wszyscy, dla których tu przyjechałam" - zaczęła Róża Kozakowska.
Sportsmenka wciąż jest bardzo poruszona tym, co się stało. Przyznaje nawet, że gdyby wiedziała, że tak błaha rzecz może kosztować ją medal, pozbyłaby się jej. Tym bardziej że nie ma ona wpływu na sam rzut. Rzucałaby wtedy na wózku, który w jej przypadku wiążę się z ogromny niebezpieczeństwem. Po oddaniu próby przewróciłaby się z nim na beton stadionu lekkoatletycznego, co zresztą miało już miejsce. Wiązałoby się to z pogorszeniem jej stanu zdrowia.
"Było to dla mnie bardzo ważne, by rzucić tak daleko, jak jeszcze nie rzucałam. Tak się stało, z czego jestem bardzo dumna. Jest mi niezmiernie przykro, że zdyskwalifikowali mnie z tak banalnych przyczyn, które w ogóle nie mają wpływu na mój rzut. Dopiero po rzucie upadam na poduszkę ortopedyczną, która ma zabezpieczyć mój stan zdrowia, bym nie utraciła większej sprawności, bo zagrażałoby to śpiączką lub całkowitym paraliżem. [...] Gdybym wiedziała, że tak to się skończy przez jakąś poduszkę, to zaryzykowałabym życiem, by chociaż ten jeden rzut oddać dla was" - tłumaczyła Róża Kozakowska.
Prowadzący "halo tu polsat", Maciej Kurzajewski i Katarzyna Cichopek, kilkukrotnie zapewniali Różę, że jest dla nich mistrzynią, niezależnie od tego, co się stało w Paryżu. Ciężko się z tym nie zgodzić, skoro poduszka nie miała wpływu na jej rzut.
ZOBACZ TEŻ:
Róża Kozakowska o dyskwalifikacji: "Jestem obolała na ciele i duchu"
Fala krytyki po pierwszym odcinku "Jaka to melodia?". Tego Janowski się nie spodziewał