Dramat rodzinny Smolenia
60-letni Bohdan Smoleń w ciągu niespełna roku stracił dwie najważniejsze osoby w swoim życiu.
Jeszcze nie tak dawno znany satyryk był w pełni szczęśliwy - miał ukochaną żonę i trzech synów. Ani przez chwilę nie przypuszczał, że jego świat zawali się w ciągu kilkunastu miesięcy.
Jak pisze "Życie na gorąco", pan Bohdan kolekcjonował nagrania ze swoich występów. Kilka taśm pożyczył od niego znajomy i długo ich nie oddawał. Piotr, najstarszy syn Smolenia, pojechał je odebrać. Następnego dnia rano satyryk znalazł go martwego przy płocie swojego domu.
Do tej pory nie wiadomo, jaka była przyczyna śmierci młodego mężczyzny. Policja podejrzewa samobójstwo, ale nigdy nie znalazły się dowody, które mogłyby potwierdzić to przypuszczenie.
Rodzina artysty próbowała poradzić sobie z tym, co się stało. Niestety żonie Smolenia się nie udało. 11 miesięcy po śmierci Piotra odebrała sobie życie. "Zmarła na moich rękach" - wspomina pan Bohdan. "Zostałem z dwójką nastoletnich synów. Trzeba było zacząć życie od nowa".
Żaden z późniejszych związków satyryka nie przetrwał próby czasu. On sam niemal całkowicie wycofał się z życia publicznego. Wyprowadził się na wieś, gdzie założył hodowlę zwierząt i próbuje sprawdzić się w swoim wyuczonym zawodzie - jest zootechnikiem.
Część swoich koni wyszkolił do pracy z dziećmi z porażeniem mózgowym. Satysfakcja z niesienia pomocy innym daje mu namiastkę szczęścia i spokoju...