Dramat Tadeusza Drozdy
Tadeusz Drozda został zwolniony z telewizji, jego hotel na Florydzie zbankrutował, a warszawski interes musiał zostać zamknięty. Dziś żadna z telewizji nie wyraża chęci współpracy. Tak się kończy życie gwiazdy...?!
Satyryk, niegdyś wielka osobowość telewizji, na łamach "Twojego Imperium" opowiada, jak wygląda obecnie jego życie. Ma dużo żalu do byłego prezesa TVP...
"Moje programy w telewizji publicznej oglądało prawie trzy miliony widzów, gdy ówczesny prezes Wildstein jednym ruchem ołówka pozbawił pracy mnie i ludzi z mojej ekipy".
Życie popularnego showmana zaczęło się komplikować. Hotel na Florydzie, w miejscowości Fort Lauderdale niedaleko Miami, którego Drozda był właścicielem, praktycznie zbankrutował:
"Nieustannie musiałem do tego dopłacać. Siedziałem w Polsce, a kierownikiem był Amerykanin. Pieniądze gdzieś znikały, a bank kazał płacić raty. Gdy kolejny raz musiałem wysyłać dolary, powiedziałem dość. Inne interesy też mi nie wypaliły. Na przykład miałem restaurację w Warszawie z owocami morza. Ale musiałem ją zamknąć i dziś ktoś otworzył tam pierogarnię" - dodaje.
Popularny satyryk ma problemy ze znalezieniem pracy, narzeka na zdrowie i wszystko wokół, bo jak twierdzi, to domena rodaków: "Polacy to naród, który uwielbia porażki. Jesteśmy cierpiętnikami, więc ja też chodzę i cierpię. Zresztą Polakowi nie wypada mówić o sobie dobrze. Gdybym zaczął teraz mówić, jak to mi dobrze się wiedzie w życiu, ludzie od razu by mnie znienawidzili".