Dramat w rodzinie Steczkowskiej. Syn diwy o krok od sepsy
Leon Myszkowski (23 l.) 2023 rok żegnał ze łzami w oczach i to bynajmniej nie z powodu nostalgii za minionymi zdarzeniami. Ostatniego dnia starego roku syn Justyny Steczkowskiej doznał poważnego urazu palca. Lekarze długo ignorowali niepokojące symptomy. W końcu sytuacja stała się tragiczna.
Leon Myszkowski jako syn jednej z największych polskich gwiazd może liczyć na gigantyczne wsparcie w rozwijaniu kariery muzycznej. Już jakiś czas temu sporo mówiło się o tym, że producent muzyczny wystąpi w zbliżającej się edycji Eurowizji. Dzięki zaangażowaniu mamy, Myszkowski miał okazję pojawić się na scenie podczas Sylwestra TVP. Niestety jego radość z udziału w imprezie w Zakopanem nie trwała długo.
Niedługo po zejściu ze sceny, Leon Myszkowski trafił na SOR w związku z puchnącym w zatrważającym tempie palcem. Gdy celebryta żalił się w sieci na ból i dyskomfort w obrębie dłoni, wiele osób kpiło z niego i sugerowało, że nic mu nie jest. Czas pokazał, że syn Steczkowskiej bynajmniej nie symulował, a schorzenie należało do poważnych.
Od początku nowego roku Leon Myszkowski wraz ze swoją ukochaną Ksenią odwiedzał kolejnych specjalistów w poszukiwaniu poprawnej diagnozy. Wszyscy medycy bezradnie rozkładali ręce lub odsyłali ich do innych placówek. W końcu 23-latkowi zaordynowano hospitalizację. I tu zaczęły się następne kłopoty... Teraz dowiadujemy się, jaki dramat przeżywali i wciąż przeżywają najbliżsi Leona Myszkowskiego oraz on sam.
Leon Myszkowski był bardzo zmęczony nieprawdziwymi informacjami, które w ostatnich dniach zaczęły krążyć w sieci na jego temat, dlatego postanowił szczegółowo wyjaśnić, w jakim obecnie jest stanie.
"Faktycznie zdarzyła się sytuacja, przez którą wylądowałem u chirurga i na wielu mocnych antybiotykach" - zaczął swój wpis na instastories.
Choć posty opublikowane przez Myszkowskiego są bardzo długie, syn Justyny Steczkowskiej nadal nie wyjaśnił, co bezpośrednio przyczyniło się do spuchnięcia palca. Czy Myszkowski skaleczył się? A może palec uległ stłuczeniu? Tego wciąż nie wiemy.
"Dzień przed sylwestrem zaczął puchnąć mi palec wskazujący u prawej ręki. Poszedłem do apteki po odpowiednie maści i stosowałem je zgodnie z zaleceniami. Niestety spuchnięcie palca postępowało dalej i 1 stycznia zostaliśmy skierowani na SOR w Zakopanem, gdzie - delikatnie mówiąc - "misja zakończyła się niepowodzeniem". 2 stycznia po powrocie do Warszawy udałem się na konsultację do chirurga, który przepisał mi bardzo mocne antybiotyki" - dowiadujemy się w dalszej części wpisu Myszkowskiego.
Pomimo zastosowanego leczenia, palec puchł nadal. Myszkowski i jego bliscy byli przerażeni. Kolejny dzień nie przyniósł poprawy. Wręcz przeciwnie, opuchlizna powiększała się.
"Następnego dnia palec niestety nie przestał puchnąć, więc - tak jak zalecił lekarz - pojechałem do szpitala Św. Elżbiety, gdzie bardzo szybko zaopiekowała się mną już inna pani chirurg. Niestety bez zdjęcia USG nie mogła się podjąć wykonania zabiegu. Dostałem pilne skierowanie na SOR w Warszawie z zaznaczeniem, że pomimo przyjmowania antybiotyków mam gorączkę i palec dalej puchnie. Pojechaliśmy do szpitala i tam po ponad sześciu godzinach nie zostaliśmy przyjęci" - informuje na Instagramie Leon Myszkowski.
Choć sytuacja była naprawdę poważna, z wpisu syna Justyny Steczkowskiej możemy wywnioskować, że nawet nie rozważał skorzystania z prywatnej opieki zdrowotnej. W końcu w sytuacjach podbramkowych odpłatne USG można zrobić od ręki. Ostatecznie Myszkowski trafił na dobrego lekarza, który przeprowadził zabieg i doprowadził palec do oczekiwanego stanu.
"Na szczęście w międzyczasie umówiłem wizytę na rano, żeby zrobić USG (już całej dłoni). Po wykonaniu USG dostałem pilne skierowanie do chirurga na zabieg. Trafiłem w naprawdę bardzo dobre ręce. Pani chirurg się mną świetnie zaopiekowała i wykonała zabieg. Cały dzień po zabiegu przeleżałem w domu, bo czułem się tragicznie, ale z każdym kolejnym dniem stan się poprawia. Mam nadzieję, że szybko wrócę do formy" - podsumował Leon Myszkowski.
Na koniec celebryta nie mógł się powstrzymać przed przytykiem wobec wszystkich, którzy szydzili z jego problemów zdrowotnych. Oświadczył, że niewiele dzieliło go od ogólnoustrojowego zakażenia, które jak wiadomo może doprowadzić nawet do śmierci.
"PS. Już na koniec serdecznie pozdrowienia dla redaktorów dających nagłówki pt. "Paluszek i główka to szkolna wymówka". Ta wasza "szkolna wymówka", gdyby nie to, że udało się szybko załatwić zabieg chirurgiczny, mogłaby się skończyć ogólnoustrojowym zapaleniem organizmu" - zakończył swój wpis.
Zobacz też:
Bliscy Myszkowskiego płaczą z bezsilności. Syn Justyny Steczkowskiej znów hospitalizowany
Prawda o świętach Steczkowskiej wyszła na jaw. Syn pilnie wziął sprawy w swoje ręce