Dramatyczny wypadek bohatera „Chłopaków do wzięcia”. Andelek zginął...
Mrożące krew w żyłach wieści napływały z miejscowości, z której pochodzi Andelek. Ludzie we wsi przekazywali sobie nawzajem, że bohater „Chłopaków do wzięcia” nie żyje. Rzeczywiście, mężczyzna uległ dramatycznie wyglądającemu wypadkowi. O jego szczegółach opowiedział przed kamerami.
Andrzej Kuta, znany jako Andelek, jest jednym z najdłużej występujących przed kamerami bohaterów „Chłopaków do wzięcia”. Do programu zgłosił się w 2017 roku. Od wielu lat poszukuje kobiety, dzięki której pożegnałby samotność. Do tej pory bez rezultatu.
Mężczyzna jest mieszkańcem niewielkiej miejscowości Złotki w gminie Sadowne w województwie mazowieckim. Jest tak związany z lokalną społecznością, że swego czasu… kandydował na wójta gminy! W wyborach nie osiągnął jednak sukcesu.
Niedawno przed kamerami Andelek opowiadał o dramacie, jaki przeżył w swoich rodzinnych stronach. Uległ poważnemu wypadkowi. W programie zrelacjonował jego przebieg.
Wszystko zdarzyło się podczas jazdy na rowerze. Bohater show Polsatu dojechał do skrzyżowania i zauważył nadjeżdżające auto. Poczekał, aż pojazd przejedzie i ruszył przed siebie. Niestety, nie spostrzegł, że pojawił się kolejny samochód.
„Rąbnął mnie i półtora metra w górę wyleciałem. Tak mi ciemno w oczach było i więcej nic nie pamiętam” – opowiadał i pokazywał na miejsce, w którym wylądował jego rower.
„Głowę miałem rozwaloną z tyłu, później w szpitalu mi pozszywali. Miałem obojczyk potłuczony i dwa żebra. Dobrze, że wylądowałem między słupem a znakiem. Jakbym o ten słup walnął, to bym nie żył” – wytłumaczył Andrzej.
Po wszystkim dostał wezwanie, by zgłosić się na komisariat policji w celu złożenia wyjaśnień. „Po co ja tam pojadę, jak ja nic nie pamiętam?” – zastanawiał się.
Przy okazji przyznał, że już wcześniej zdarzały mu się różne wypadki, ale nie tak poważne jak ten ostatni. Głos w tej sprawie zabrał również Marek, przyjaciel Andelka.
"On nierozważnie jeździ tym rowerem, nie zwraca uwagi na znaki, nie zna przepisów” – ocenił, a koledze zwrócił uwagę, by rowerem zawsze jeździł w stanie trzeźwości.
Co na to sam zainteresowany?
„Ja pijany nie byłem, trochę podcięty” – wyjaśnił.
Po całym zdarzeniu Andelek dorobił się we wsi nowego pseudonimu – kaskader. Ale na początku nikomu nie było do śmiechu. Sam wypadek wyglądał bardzo nieprzyjemnie.
„To jest cud, że on wyszedł z takimi lekkimi obrażeniami. A z tego, co słyszałem, to było pełno krwi. Był strasznie zalany krwią. Wyglądało to tak, jak jakiś tragiczny wypadek” – stwierdził Marek.
Początkowo ludzie z okolicy przekonywali, że Andelek nie żyje! Ta wieść aż zmroziła Marka. Wspominał, jak na nią zareagował: „Aż mnie ciarki przeszły, jak się dowiedziałem, że Andelek zginął”.
Na szczęście później jeden z kolegów go uspokoił i zapewnił, że Andrzejowi – o dziwo – nic poważnego się nie stało.
Całe zajście było dla Andelka sporą lekcją pokory i uwagi. Zadeklarował, że po wypadku przestał pić. No, może napije się czasem piwka albo dwóch…