Dwa dni temu media obiegły smutne wieści. Nagle Chajzer wyjawił coś takiego, nigdy o tym nie mówił
Kilka dni temu światowe media obiegła smutna wiadomość o śmierci jednego z największych aktorów, Richarda Chamberlaina. Gwiazdor dożył słusznego wieku - w chwili śmierci miał 90 lat. W trakcie swojej długiej i owocnej kariery miał nawet okazję odwiedzić Polskę, żeby odebrać nagrodę. Podczas wizyty w naszym kraju poznał m.in. Zygmunta Chajzera Nie do wiary, jak wspomina go prezenter.
Kariera Richarda Chamberlaina trwała niemal 60 lat, a w jej trakcie aktor wykreował prawie taką samą liczbę ekranowych postaci. Największą popularność przyniosły mu seriale "Shogun" i "Ptaki ciernistych krzewów".
To on, na długo przed Mattem Damonem, jako pierwszy wcielił się w Jasona Bourne'a i o ponad 20 lat wyprzedził Leonarda DiCaprio, grając króla Ludwika XIV w "Człowieku w żelaznej masce".
O śmierci artysty poinformował jego wieloletni partner (z którym rozstał się w 2010 roku) Martin Rabbett, aktor, scenarzysta i producent.
"Nasz ukochany Richard jest teraz (...) wolny i wkrótce spotka się w bliskimi, którzy odeszli przed nim. Mieliśmy szczęście, że poznaliśmy tak niesamowitą i kochającą osobę. Miłość nigdy nie umiera. Nasza miłość unosi go ku kolejnej wielkiej przygodzie" - napisał w oficjalnym oświadczeniu.
Chamberlainowi zabrakło dwóch dni, aby doczekać do 91. urodzin.
Przed niespełna trzema dekadami, w 1998 roku, Amerykanin odwiedził Polskę. Miał wówczas dobry powód - przyznano mu bowiem specjalną nagrodę dla najlepszego aktora zagranicznego na gali rozdania Telekamer. Ponoć był zaskoczony rozpoznawalnością, jaką cieszył się wówczas w kraju nad Wisłą.
"Nigdzie mnie nie przyjęto jak u was. Jestem tu naprawdę kochany. W USA nigdy nie byłem aż tak popularny" - mówił ze sceny.
Sam wręczył natomiast statuetkę Zygmuntowi Chajzerowi, gwiazdorowi Polsatu, w kategorii Rozrywka. Dla prezentera było to ważne wydarzenie.
"Bardzo ubolewam, że Richarda Chamberlaina nie ma już z nami. To tragiczna wiadomość, że odszedł. Dnia, w którym go spotkałem i emocji z tym związanych, nigdy nie zapomnę. To był dla mnie wielki moment i ogromne przeżycie. W końcu odbierałem Telekamerę z rąk samego Richarda Chamberlaina znanego na całym świecie, którego podziwiałem od lat, a nie każdy miał taki zaszczyt" - wspominał w rozmowie z "Super Expressem".
Wszystko toczyło się jednak tak szybko, że panowie nie mieli czasu, by lepiej się poznać.
"Niestety nie miałem okazji z nim rozmawiać dłużej za kulisami, bo chyba musiał wracać do Ameryki. Przywitał się tylko z nami, zwycięzcami, kurtuazyjnie, zamienił kilka słów i szybko wyszedł. Nie było czasu na rozmowę bardziej prywatną, czego niestety bardzo żałuję. Ale był ogromnie sympatyczny, nie stwarzał barier" - mówił Chajzer.
Sama obecność Chamberlaina wywierała duży wpływ na otoczenie. 70-latek przyznał, że był pod sporym wrażeniem aktora.
"Miał coś takiego w sobie, że przy nim człowiek się od razu prostował, poprawiał krawat, marynarkę, bo w jego towarzystwie nie wypadało źle wyglądać. Był człowiekiem eleganckim na zewnątrz i myślę, że również duchowo" - ocenił.
Zobacz też:
Wielbiły go miliony kobiet. Richard Chamberlain zmarł w wieku 90 lat
Zygmunt Chajzer postawił sprawę jasno. Huczało od dawna, a teraz koniec domysłów
Przyszłość kebabowego biznesu Chajzera przestała być tajemnicą. Sam się wygadał