Dymna miała opinię aktorki, którą... łatwo rozebrać. "Ja się tamtej Ani nie wstydzę i nie wypieram"
Pół wieku temu Anna Dymna (71 l.) należała do grona najzdolniejszych i najpiękniejszych młodych polskich aktorek. Miała zaledwie 20 lat, gdy po raz pierwszy – jeszcze jako Anna Dziadyk - rozebrała się przed kamerą. Kiedy w 1972 roku film „Szerokiej drogi, kochanie” wszedł na ekrany kin, o piersiach pięknej studentki krakowskiej szkoły teatralnej mówiła cała Polska...
W latach 70. i 80. ubiegłego wieku Anna Dymna była najchętniej... rozbieraną aktorką młodego pokolenia. Po bilety na filmy z jej udziałem ustawiały się przed kasami kin długie kolejki, a wycinane z gazet fotosy z jej wizerunkiem stanowiły nie lada gratkę dla kolekcjonerów.
"Wybrałam zawód, w którym wpisane jest pokazywanie ciała. Nie rozumiem młodych ludzi, którzy idą do szkoły teatralnej, a potem mają problem z roznegliżowaniem się na scenie. Takie dylematy powinni rozwiązać w sobie wcześniej, zanim zdecydowali się na ten zawód " - wyznała po latach dziennikarce "Newsweeka".
Zanim w 1973 roku 22-letnia wówczas Anna Dymna skończyła studia na wydziale aktorskim krakowskiej szkoły teatralnej, miała już na swoim koncie cztery "rozbierane" role i mnóstwo pochlebnych recenzji.
"Mało, że śliczna, to jeszcze było w niej "coś". Coś w oczach, coś w uśmiechu, coś w głosie. Na dobrą sprawę trudno stwierdzić, czy zachwyty recenzentów są oceną jej pracy, czy przejawem ich zauroczenia" - napisał o niej w Witold Filler w "Poczcie aktorów polskich".
Anna Dymna przez kilkanaście lat zaszufladkowana była jako "ta, którą łatwo rozebrać".
"Ja się tamtej Ani nie wstydzę i nie wypieram. Na pierwsze role patrzę nawet z pewnym rozczuleniem. Jakbym oglądała własną córkę" - powiedziała aktorka w rozmowie z magazynem "Film".
"Byłam nieśmiałym, niewinnym dziewczęciem. Bezkrytyczne przyjmowałam to, co mówili reżyserzy. Nie byłam w stanie obronić się przed stereotypem, który przylgnął potem do mnie na lata. W paru filmach nie powinnam brać udziału..." - dodała.
Niemal natychmiast po debiucie Anna Dymna okrzyknięta została mianem najbardziej powabnej wschodzącej gwiazdy kina. Dopiero po latach wyznała, że to "zasługa" jednego z krytyków, który uparł się, aby ją tak nazywać, bo po prostu się w niej kochał.
Patrząc na archiwalne zdjęcia Anny Dymnej, trudno uwierzyć, że miała... antyfanów, którzy nie widzieli w niej nic godnego uwagi.
"Pamiętam, że pewien facet, który musiał mnie bardzo nie lubić, przysłał mi zdjęcia Raquel Welch, Faye Dunaway i jeszcze kogoś, z załączoną radą: porównaj się z prawdziwymi seksbombami. Ja przecież nie aspirowałam do takiej roli, a wręcz zgadzałam się ze złośliwcem, że żadna ze mnie seksbomba" - opowiadała Krzysztofowi Demidowiczowi z "Filmu".
Do historii polskiej kinematografii przeszły "nagie" sceny z udziałem Anny Dymnej w filmach "Dolina Issy", "Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny" i "Przeznaczenie" oraz w serialach "Królowa Bona" i "Mistrz i Małgorzata". Aktorka twierdzi dziś, że wszystkie erotyczne sceny, w jakich zagrała, były... po coś.
"Gdy przyjmowałam rolę, wiedziałam, jakie sceny mnie czekają. Musiałam wiedzieć, jaki sens dla sztuki ma moja nagość. Odmawiałam udziału w filmach, gdzie miałam nago biegać dla ozdoby i uciechy gawiedzi" - wyznała na łamach "Newsweeka".
Po premierze "Doliny Issy" reżyser Tadeusz Konwicki przysłał Annie list z podziękowaniem za to, że ma do siebie i swojej nagości zdrowy stosunek.
"Pamiętam kilka takich afer, gdy nagle, podczas kręcenia filmu, aktorka dostawała spazmów, bo musiała zdjąć biustonosz. Zawsze się zastanawiałam wtedy, czy ona wcześniej nie czytała scenariusza, że teraz, nagle, czuje się wykorzystywana?" - wspomina Dymna.
Anna Dymna żartuje dziś, że jej piersi zrobiły pół wieku temu większą karierę niż ona. Doskonale pamięta, kiedy i dlaczego reżyserzy przestali widzieć w niej jedynie "obiekt pożądania".
"Po urodzeniu syna przestałam być śliczna i zgrabna, po ciąży przytyłam 32 kilogramy. Nigdy już nie wróciłam do dawnej formy" - powiedziała Annie Szulc z "Newsweeka".
Pierwszą rolę po urodzeniu Michała, dał Annie Dymnej Kazimierz Kutz.
"Obsadził mnie w "Opowieściach Hollywoodu", ponieważ taka mu byłam potrzebna - gruba, tłusta, z dużym biustem. Pozwolił mi znaleźć odwagę zaistnienia w nowej, nieznanej widzom skórze. Pomógł przełamać własny stereotyp i zaakceptować swoje nowe warunki" - wspominała aktorka w książce "Anna Dymna. Ona to ja".
Nowe oblicze Anny Dymnej zauważyła też Barbara Sass. Aktorka odniosła wielki sukces grając alkoholiczkę w jej filmie "Tylko strach". Otrzymała za tę kreację Złote Lwy Gdańskie na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w 1993 roku.
O ile Anna Dymna w końcu pogodziła się z tym, że - jak powiedział jej Kutz - "ciąża trochę przyciągnęła ją do ziemi", o tyle fani pamiętający ją z pierwszych ról, nie potrafili zaakceptować jej nowego wizerunku.
"Dostawałam listy z radami: "nie żryj tyle, ty zapyziały misiu" czy "powinnaś sobie operację zrobić". Ktoś napisał: "Podbródek ci wisi, a ja sobie tego nie życzę". Nie miałam z problemu z tym, jak wyglądam. Widzowie mieli" - powiedziała w rozmowie z "Newsweekiem".
Dziś Anna Dymna śmieje się, gdy ktoś przypomina jej, że wyglądała jak milion dolarów. Aktorka zdaje sobie sprawę z tego, ile ma lat i jak prezentuje się na ekranie. Nie wstydzi się tego.
"Ja już nie muszę być piękna i szczupła. Już byłam... Teraz jestem wolna, uwolniona z piękna młodości. To już nie wróci. Muszę dbać o inne piękno" - wyznała, a pytana, co powiedziałaby młodej aktorce, która boi się, że jakiś reżyser będzie chciał ją wykorzystać, mówi, że poradziłaby jej, aby dokładnie przeczytała scenariusz, zanim przyjmie rolę.
"Scena rozbierana ma czemuś służyć. Jeśli nie ma w niej głębszego sensu - nie warto się upokarzać" - mówi.
Zobacz też:
Anna Dymna nie do poznania. Co się stało z gwiazdą?
Anna Dymna: Chcieli ją zamknąć w psychiatryku!