Edward Hulewicz nie żyje. Deklarował, że ma jeszcze wiele do zrobienia i przeżycia
Edward Hulewicz - wykonawca jednego z największych w historii polskiej muzyki rozrywkowej przeboju, piosenki "Za zdrowie pań" - miał w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych tak wielkie powodzenie u Polek, że musiał uciec za ocean, by uwolnić się od natarczywych fanek. "Uciekałem przed dziewczętami, gdzie pieprz rośnie" - mówił. Niestety 4 września 2022 r. pojawiła się informacja, że Edward Hulewicz nie żyje. Zmarł w hospicjum w wieku 84 lat.
Edward Hulewicz zmarł 4 września 2022 roku. Jak podaje "Super Express" odszedł w hospicjum mając 84 lata. W ostatnich chwilach nie był sam, opiekował się nim personel medyczny, przyjaciele i bliscy. Gwiazdor od lat zmagał się z nowotworem, ale świetnie znosił leczenie. Niestety, w lipcu zachorował na COVID, co bardzo negatywnie wpłynęło na jego zdrowie.
Edward Hulewicz tej jesieni miał skończyć osiemdziesiąt pięć lat. Zapewniał, że wciąż czuje się jak młodzieniaszek i nie wygląda na emeryta. Twierdził, że to zasługa morderczej pracy, jaką wykonuje codziennie, żeby nie poddać się starości.
"Regularnie biegam, pływam, ćwiczę na siłowni, od wielu lat jestem wegetarianinem, nie jadam słodyczy, a najważniejsze - nie stresuję się i robię to, co sprawia mi przyjemność" - powiedział "Echu Dnia". Piosenkarz, który pół wieku temu nie mógł się wręcz opędzić od dziewcząt, wciąż miał ogromną rzeszę fanek.
Edward Hulewicz doskonale pamiętał, jakie emocje wzbudzał przed laty w kobietach. Po koncertach pukały do jego garderoby tłumy pań... gotowych na wszystko. "Z czasem się z tym oswoiłem, ale wtedy mnie to zawstydzało i uciekałem przed fankami. Nie wychodziłem z hotelu, bojąc się piszczących nastolatek" - wspominał w rozmowie z magazynem "Retro".
Piosenkarz był u szczytu sławy, gdy na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia zdecydował się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Miał spędzić w Ameryce jedynie kilka tygodni, został na prawie ćwierć wieku. Dopiero niedawno ujawnił, że poleciał za ocen, bo wydawało mu się, że to jedyny sposób, żeby uciec przed uwielbiającymi go i... prześladującymi dziewczynami.
"Czmychnąłem do Stanów, gdzie kilkutygodniowy kontrakt przerodził się w kilkuletni pobyt. Zaraz po przyjeździe do Nowego Jorku siadłem na chodniku w samym środku miasta, ciesząc się, że nikt na mnie nie patrzy" - wyznał na łamach "Retro".
Co prawda, Hulewicz dość często odwiedzał Polskę, ale na stałe wrócił do kraju dopiero w 2005 roku już jako emeryt. O emeryturze jednak nawet nie myślał. Nie wyobrażał sobie życia bez śpiewania. "Wciąż spotykam się z wielką sympatią kobiet. Nie ukrywam, że jest to bardzo miłe" - pochwalił się niedawno "Echu Dnia".
Edward Hulewicz nie krył, że gdy wybuchła pandemia i ogłoszono lockdown, po raz pierwszy w życiu - jako artysta - poczuł się osierocony. "Dla artysty brak bezpośredniego kontaktu z odbiorcą jego sztuki to osierocenie. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że od czasu do czasu przypomina sobie o mnie telewizja i radio, dostaję też propozycje wywiadów. To taka namiastka kontaktu z fanami, choć jednostronna" - powiedział dziennikarce "Retro".
Podczas lockdownu Edward Hulewicz nagrał kilka nowych piosenek, które śpiewał obok swych największych przebojów na koncertach. Deklarował, że nigdy nie zrezygnuje z występowania. "Kontakt z fanami to jest ten ożywczy motor, który pcha moje życie do przodu. Moje życie nieodłącznie związane jest z muzyką, z każdym jej odbiciem w codziennych działaniach, a więc w występach, imprezach i koncertach. Czuję, że mam jeszcze wiele przed sobą do zrobienia i do przeżycia" - wyznał niedawno "Vivie!".
Pytany, co na jesieni życia sprawia mu największą przyjemność, Edward Hulewicz bez wahania mówił, że śpiewanie, komponowanie i zajmowanie się pasjami: malarstwem, pisaniem wierszy i pielęgnowaniem przyjaźni. "Na tym właśnie teraz się skupiam" - powiedział "Życiu na gorąco".
Od kilku lat Edward Hulewicz regularnie odwiedzał swych znajomych - tancerkę Ryszardę Gozdowską i piosenkarza Jerzego Połomskiego - rezydujących w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie. Przez pewien czas codziennie jadał tam obiady, co potwierdził w rozmowie z "Echem Dnia"!
"Byłem tylko raz żonaty, nie wyszło i potem poświęciłem się estradzie. Teraz mieszkam sam, a radzę sobie doskonale z codziennością. Mam panią do sprzątania, a na obiady chodzę do Domu Aktora. Nie narzekam" - zdradził.
Edward Hulewicz był dumny, że udało mu się przetrwać na polskim rynku muzycznym po tzw. transformacji ustrojowej, która w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku zmiotła ze sceny wiele PRL-owskich gwiazd. "Życie nauczyło mnie, by brać z niego bez bezproduktywnego biadolenia wszystko, co oferuje, dostosowywać się w miarę bezboleśnie do przemian" - wyznał magazynowi "Retro".
***
Zobacz także:
Edward Hulewicz: Żałuje, że nie ma dzieci i jest sam. Życie rodzinne mu po prostu nie wyszło...
Edward Hulewicz w ogniu krytyki po odebraniu odznaczenia od prezydenta. Co za buty!