Edyta Wojtczak żyje bardzo skromnie!
Edyta Wojtczak (82 l.) pożegnała się z widzami w 1996 roku. Podczas drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia ze ściśniętym gardłem podziękowała za życzliwość i serdeczność, a kolegom za współpracę i przyjaźń. Mimo że była wielką gwiazdą, nie dorobiła się kokosów. Jak dzisiaj wygląda jej codzienność?
W samo południe pewnej grudniowej niedzieli 1966 r. wejście do Urzędu Stanu Cywilnego na rogu Alei Jerozolimskich i Nowego Światu wypełniał tłum ludzi. Terkotała telewizyjna kamera, strzelały migawki aparatów fotograficznych. Trudno się dziwić temu zainteresowaniu: w związek małżeński wstępowała przecież ulubienica całej Polski, 30-letnia spikerka TVP Edyta Wojtczak.
Jej wybrankiem był kolega z pracy: starszy o pięć lat operator kamery, Michał Szymański. W roli świadków wystąpili inni spikerzy: Eugeniusz Pach i Jan Suzin. Panna młoda miała niewiele czasu na przygotowanie. Zaledwie poprzedniego dnia wróciła z Pragi, gdzie reprezentowała polską telewizję. Mimo tego, w modnym kremowo-złocistym płaszczyku z kołnierzykiem z norek (zwanych wtedy czasem nurkami) i dopełniających kreację rękawiczkach, prezentowała się zjawiskowo.
Również pan młody w garniturze w kolorze electric blue wyglądał znakomicie. Jednak rękawiczki panny młodej wywołały podczas uroczystości zamieszanie. Zgodnie z obowiązującą modą, były bardzo obcisłe. Kiedy nadszedł czas zakładania obrączek, okazało się, że rękawiczek nie można ściągnąć. Nawet świadek szamotał się z nimi dłuższą chwilę. W pewnym momencie uczestnikom uroczystości wydawało się nawet, że trzeba ją będzie odłożyć.
W końcu jednak udało się zdjąć rękawiczkę i Michał Szymański mógł włożyć na palec Edyty Wojtczak obrączkę. Po ceremonii państwo młodzi pocałowali się dwukrotnie. Dla fotoreporterów oraz dla siebie. Przyjęcie ślubne odbyło się w małym mieszkaniu nowożeńców przy ulicy Marszałkowskiej. Między gośćmi biegał Figaro, zwany Bąblem - czarny pudel, wielokrotny medalista psich konkursów piękności.
Ze swoją panią spędzi 17 lat. Dyżur w TVP tego dnia pełniła koleżanka Edyty, Grażyna Nowicka.
Wśród zaproszonych gości nie mogło zabraknąć Ireny Dziedzic. To właśnie ona odkryła talent młodszej koleżanki. Edyta od dawna marzyła o aktorstwie, ale była zbyt nieśmiała. W 1958 r. pracowała w biurze Dowództwa Wojsk Lotniczych, kiedy tygodnik "Przekrój" ogłosił konkurs "Film szuka młodych aktorek".
"I kolega fotoamator wysłał moje zdjęcie. Jakaż była moja konsternacja, kiedy przed Wielkanocą zobaczyłam w 'Przekroju' moje foto" - wspominała Edyta Wojtczak.
Na fotografii ma bluzeczkę w drobne paski i promienny uśmiech na twarzy. Redakcja otrzymała około tysiąca zgłoszeń. Podobizna Edytty (przez dwa "t"!) Wojtczak znalazła się obok 27 fotografii innych finalistek konkursu w numerze tygodnika z 5 kwietnia 1958 r.
Dziesięć z nich, wśród nich pannę Edyttę, zaproszono na zdjęcia do Wytwórni Filmowej w Łodzi. Konkurs wygrała Teresa Tuszyńska. Aktorką została też inna finalistka, Danuta Starczewska. Zdjęcie panny Wojtczak w "Przekroju" zobaczyła Irena Dziedzic, pierwsza dama polskiej telewizji, spikerka od 1956 r. i gospodyni "Tele Echa". Powierzono jej zadanie znalezienia kolejnej spikerki.
Dziewczyna ze zdjęcia wpadła jej w oko, nie wiedziała jednak, jak ją odszukać. Zamieściła więc ogłoszenie w "Expressie Wieczornym". Do pierwszego spotkania doszło w kawiarni Stolica przy placu Napoleona (we wrześniu 1957 r. zostanie przemianowany na pl. Powstańców), naprzeciwko siedziby telewizji.
Edyta Wojtczak zrobiła dobre wrażenie. "Ładną ma pani buzię, ale głos bardzo dziecinny - powiedziała Dziedzic. - Trzeba go będzie obniżyć".
Następne pół roku Edyta Wojtczak spędziła w malutkiej dziupli spikerskiej, z braku miejsca sadowiąc się u stóp Ireny Dziedzic i pilnie podpatrując jej pracę.
"Irena jest osobą bezpardonową i była dla mnie bardzo surowa. Ale to właśnie ona wszystkiego mnie nauczyła: jak się siada przed kamerą i jak się formułuje zdania" - wspominała.
Egzamin odbył się przed komisją pod przewodnictwem Adama Hanuszkiewicza, w tamtych latach głównego reżysera telewizji, do którego należała ostateczna decyzja w kwestii zatrudnienia nowej spikerki.
Mimo ogromnej tremy, Edyta Wojtczak zdała egzamin. Podczas jej pierwszych dyżurów role się odwróciły: teraz to Irena Dziedzic siadała u jej stóp patrząc, czy wszystko przebiega jak należy.
"Potem już rzucono mnie na głęboką wodę" - opowiadała Edyta Wojtczak. Po latach sama wprowadzi do zawodu młodsze koleżanki, m.in. Katarzynę Dowbor.
"Nasza nauka trwała prawie dwa lata. Edyta dawała mi lekcje w swoim wolnym czasie, poświęcała na to długie godziny, nie biorąc żadnej zapłaty" - wspominała Katarzyna Dowbor.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Edyta Wojtczak została drugą po Irenie Dziedzic spikerką telewizyjną. Spikerami byli również Eugeniusz Pach i Jan Suzin (Stanisław Cześnin został przesunięty ze spikerowania do Dziennika Telewizyjnego). W tych latach spiker towarzyszył widzom przez cały dzień: od powitania do "dobranoc państwu".
Program był jeden, bez zachodnich filmów, a wszystkie audycje - w tym sztandarowe "Kabaret Starszych Panów", "Kobra" czy "Giełda Piosenki" - nadawano na żywo. Pracę spikerów komplikował fakt, że przez kilka lat telewizja dysponowała dwoma studiami: na placu Powstańców i na 5. piętrze Pałacu Kultury i Nauki - przejście tej odległości zajmowało około kwadransa.
Zdarzało się, że spiker zapowiadał film na placu Powstańców, a po jego zakończeniu z PKiN informował widzów, co przed chwilą oglądali. Potem studio przeniesiono na 27. piętro. Niestety, czasem zacinały się windy i po schodach trzeba było wtedy wejść pieszo. Spikerki same się ubierały, również samodzielnie, przed wyjściem z domu, wykonywały makijaż.
Edyta Wojtczak jako pierwsza spikerka z telewizji polskiej zaczęła przyklejać sztuczne rzęsy (przywiozła je koleżanka z USA), co w tamtych latach robiły jedynie aktorki.
"Telewizja stała się dla mnie drugim domem, tu spędzałam każdą wolną chwilę" - wspominała. Pomiędzy kolejnymi zapowiedziami miała czas wolny, więc przesiadywała w bufecie. Przychodziła do telewizji nawet wtedy, kiedy nie miała dyżuru. W telewizji spędzano nawet Wigilie, zwłaszcza że Adam Hanuszkiewicz tego dnia obchodził imieniny.
"Moja praca stała się sposobem na życie - opowiadała Edyta Wojtczak. - Telewizja odmieniła moje życie o 180 stopni. Dotąd byłam nikim, skromną szarą myszką; teraz mówiłam do milionów".
W telewizji poznała też męża. Sama, poza czytaniem książek, nie miała innych pasji, jej udziałem stała się więc pasja Michała Szymańskiego.
"Miał żaglówkę Omega i wspólnie pływaliśmy Wisłą z Warszawy do Kazimierza i z powrotem, ja w kapoku, cała w strachu, lecz szczęśliwa, bo lubię wodę, ale mogę brodzić najwyżej po kostki" - wspominała po latach.
Małżeństwo Edyty Wojtczak i Michała Szymańskiego było bezdzietne. Przed wprowadzeniem stanu wojennego operator wyjechał z Polski.
W książce "Ze spikerskiej dziupli" prezenterka wspominała, że w dniu wyjazdu męża, popadła w rozpacz: "Wtedy świat mi się zawalił. Był to dla mnie naprawdę trudny czas".
Mąż jednak nie poradził sobie na emigracji, a smutki topił w alkoholu. Na wiele lat przed śmiercią w 1999 r. zerwał kontakt ze sławną żoną, która niemal 30 lat czekała na jego powrót. Zmarł w USA. Tej miłości Wojtczak pozostała wierna.
Nie wystąpiła o rozwód, do tej pory w jej dokumentach widnieje nazwisko Wojtczak-Szymańska. Adoratorów miała wielu, ale nie chciała ułożyć sobie życia na nowo. Odrzuciła m.in. zaloty Jurka, ukochanego z lat młodzieńczych, dzięki któremu została wielką gwiazdą.
Dziś mieszka sama w maleńkim mieszkanku (pokój z kuchnią). Żyje bardzo skromnie z niskiej emerytury - niecałe 2 tys. złotych - kupuje na straganach, spaceruje po centrum i odwiedza garstkę znajomych.
Unika popularności, chce żyć jak zwykła emerytka. Proszona o rozmowę, odpowiada: "Nie interesuje mnie to już. Jestem osobą prywatną".
Podczas swego ostatniego dyżuru spikerskiego w TVP - było to drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia 1996 r. - Edyta Wojtczak ze ściśniętym gardłem podziękowała widzom za życzliwość i serdeczność, a kolegom za współpracę i przyjaźń.
***
Zobacz więcej materiałów: