Emilian Kamiński nigdy nie zapomni tej wigilii
Co roku organizuje dla bezdomnych wigilię w Teatrze Kamienica. Na jedną z nich przybył niespodziewany gość. Aktor do dziś zastanawia się, kim był.
Raz w roku, tuż przed Bożym Narodzeniem, mroki piwnicy Teatru Kamienica rozjaśniają światełka odświętnie przystrojonej choinki. Nakryte białymi obrusami stoły uginają się pod wigilijnymi specjałami.
Emilian Kamiński (66 l.) już po raz dziewiąty zaprasza do swojego teatru bezdomnych na uroczystą wieczerzę. Na pomysł wpadł ponad dekadę temu dzięki dwóm niezwykłym osobom. - Zainspirował mnie mój nieżyjący przyjaciel, aktor Maciej Kozłowski. Miał wielkie serce dla ludzi, którzy stracili dach nad głową. Organizował z nimi drużynę piłkarską - wspomina.
Drugą ważną postacią jest kapucyn Piotr Wardawy. - Zapytał się mnie kiedyś, czy spotkałbym się z bezdomnymi, porozmawiał z nimi. Zgodziłem się i tak zaczęła się moja przyjaźń z tymi ludźmi - zdradza aktor.
Na Wigilie w Teatrze Kamienica przybywa od 150 do 300 osób. - Zależy mi na tym, by poczuli, że mają namiastkę domu. To nasze spotkanie trwa kilka godzin - dzielimy się opłatkiem, składamy życzenia, śpiewamy wspólnie kolędy. Kiedyś jeden z moich gości, Marian, powiedział ochrypłym głosem: "Dziękuję Emilian, że nam przypominasz, że jesteśmy ludźmi".
Zabolały go te słowa. - Wy jesteście ludźmi i musicie sami o tym pamiętać - odpowiedział. Przyznaje, że przez te lata w pamięci utkwiło mu wiele niezwykłych i wzruszających historii. Najbardziej wyjątkowa wydarzyła się w 2010 roku.
- Moja żona z dziećmi wyjechała na święta do rodziny w Białymstoku, ja musiałem zostać w Warszawie. Był 24 grudnia. Jak co roku zorganizowałem wieczerzę dla bezdomnych, ale już w mniejszym gronie, w kameralnej przestrzeni. Na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka. W pewnym momencie do drzwi zapukał jakiś mężczyzna, pragnął usiąść z nami do stołu. Powiedziałem, że miejsce zawsze czeka. Łamał się opłatkiem, trochę jadł i milczał. Po dwóch godzinach przybysz wstał, bardzo mi podziękował za wieczerzę i wyszedł. Zapytałem moich bezdomnych znajomych: "To wasz kolega?". Ale nikt go nie znał. "Emilian, to był chyba Jezus!" - krzyknęła jedna z kobiet. - Do dziś zadaję sobie pytanie, kim był ten wędrowiec - mówi aktor.
Czytaj dalej na następnej stronie
Kamiński nie ukrywa, że Jezus to dla niego ktoś niezwykły. - Często o Nim myślę, ale nie tylko jako o Bogu, ale przede wszystkim jako o człowieku - zdradza. Aktor nie ukrywa, że coroczne spotkania z bezdomnymi, to dla niego ważny dzień. - Zastanawiałem się kiedyś jak nazwać uczucie, które mi wtedy towarzyszy. W końcu zrozumiałem, że jestem po prostu zaszczycony tym, że ci biedni, wrażliwi ludzie u mnie goszczą - podsumowuje.
Nauczył się od nich, czym jest siła modlitwy, a w szczególności różańca. Kiedyś kojarzył mu się z monotonnym powtarzaniem słów. - Któregoś roku na mojej Wigilii bezdomni odmówili Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Gdy zaczęli wypowiadać słowa "Jezu ufam Tobie", robili to z taką pasją, że poruszyło mną to do głębi.
W tej ich modlitwie było tak wiele żaru i nadziei. Dopiero oni pokazali mi, jak się należy modlić - opowiada Kamiński. Przekonuje, że wielu znanych mu bezdomnych to ludzie bardzo wrażliwi, łagodni, kulturalni, inteligentni. Pamięta o nich nie tylko w okresie świąt Bożego Narodzenia, ale organizuje dla nich pomoc także w ciągu roku, zrobił nawet z nimi spektakl "Bezdomna Pasja".
Aktor jest przekonany, że Opatrzność czuwa nad nim oraz jego rodziną. - Mam na to wiele dowodów, ale są to tak osobiste historie, że nie chcę się nimi dzielić - mówi. Jest pewien, że nim i jego najbliższymi opiekuje się ksiądz Jerzy Popiełuszko.
Poznali się w 1982 roku. Duchowny zrobił na aktorze niesamowite wrażenie. - Miał aurę świętości. Szczupły, drobny - wspominał po latach. Jest przekonany, że błogosławiony opiekuje się jego ukochanym Teatrem Kamienica. W jego podziemiach zbudował kapliczkę jemu poświęconą.
- Powstała w szczególnym miejscu, bo w piwnicy Warsza. W czasie okupacji przerzucano tędy Żydów z getta, a w czasie Powstania Warszawskiego była schronem i punktem opatrunkowym. Kilkanaście lat temu mieściła się tu siłownia, a któregoś dnia doszło do wybuchu. To cud, że kamienica się nie zawaliła - opowiada "Dobremu Tygodniowi" Kamiński.
Artysta często rozmawia z Panem Bogiem, robi to najchętniej własnymi słowami. Szczególną więź czuje z Jezusem Chrystusem i modli się do niego tak jak nauczył go ksiądz Jerzy Popiełuszko.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: