Reklama
Reklama

Ewa Błaszczyk o tragedii w Klinice Budzik: Jednak coś się nie udało

Ewa Błaszczyk (59 l.) nie ukrywa, że taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy...

Dotąd o warszawskiej Klinice Budzik, która pomaga wracać do zdrowia dzieciom po ciężkich urazach mózgu, mówiło się wyłącznie w kontekście cudownych przypadków wybudzeń ze śpiączki.

Odkąd szpital zaczął działać półtora roku temu, zespołowi medycznemu udało się wybudzić już 15 pacjentów: 30 grudnia szczęśliwie powrócili do życia m.in. 15-letnia Ania i 17-letni Filip.

13 stycznia okazał się dniem szczęśliwym dla 16-letniego Piotrka. Niestety, takiego szczęścia nie miała 3,5-letnia Oliwia i jej rodzina. 21 stycznia dziewczynka zmarła.

Reklama

- Jestem smutna... - przyznaje ze łzami w oczach Ewa Błaszczyk. - Po raz pierwszy przyszło nam zmierzyć się ze śmiercią. Do tej pory towarzyszyła nam wiara, że to miejsce przez śmierć jest omijane. Teraz to już, niestety, nieprawda. Nic tego nie zapowiadało. Oliwka była stabilna, piątego lutego miała zostać wypisana. Przebywała u nas czternaście miesięcy - dodaje aktorka.

Tygodnik "Życie na Gorąco" zapytał artystkę, czy tę śmierć, pierwszą w historii Kliniki Budzik i może dlatego tak trudną do zaakceptowania, odbiera w jakiś sposób jako porażkę?

- W pewnym sensie tak, bo jednak coś się nie udało, ale z drugiej strony mamy świadomość, że zrobiliśmy wszystko, co było możliwe, by Oliwce pomóc. Nie popełniono żadnego błędu medycznego. Jej rodzice o tym doskonale wiedzą. Kiedy przyszli się pożegnać, nie mieli pretensji - wyjaśnia aktorka.

Dlaczego się nie udało, skoro nikt nie popełnił błędu? Tak naprawdę nie wiadomo, dlaczego Oliwia zmarła.

- Nagle nastąpiła śmierć mózgu i organizm się poddał. Przez ponad rok robiliśmy wszystko, żeby jej pomóc. Jesteśmy pogrążeni w smutku - mówi Ewa Błaszczyk, dodając, że "ta sytuacja zburzyła naiwną wiarę, że Klinika to nie oddział intensywnej terapii i śmierć tu nie zagląda".

- Pamiętajmy jednak, że nasi pacjenci są specyficzni. To był trudny przypadek. Dziewczynka utopiła się w studni, odratowano ją, ale zapadła w śpiączkę. Trzeba jednak nadal wierzyć, że takich przypadków jak ten będzie naprawdę niewiele. O każdego walczymy do końca - podsumowuje Ewa Błaszczyk.

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Ewa Błaszczyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy